Spod zmrużonych brwi obserwowałam zabawę czterolatki, nie przestając mieszać łyżeczką kremową kawę, próbując chociaż na chwilę oderwać od niej wzrok. Nie umiałam pozbyć się wrażenia, że gdybym na nią nie spoglądało, mogłoby się wydarzyć coś strasznego. Dopiero kiedy Jess pstryknęła mi palcami przed samym nosem, byłam w stanie maksymalnie skupić się właśnie na niej. Przyjechała tutaj na moją wyraźną prośbę, ponieważ już od kilku miesięcy wykręcała się od tego pomysłu, który przypadkiem narzuciłam jej podczas naszej rozmowy w... styczniu? Zachichotałam, a brunetka spojrzała na mnie z iskierkami w oczach, dobrze wiedząc, że to ona jest powodem mojego wyraźnego rozbawienia. Próbowała ściągnąć Marco, aby Mario nie musiał ciągle wysłuchiwać naszych rozmów, ale ten miał inne sprawy na głowie. Ostatnio nie odbierał nawet moich telefonów, przez co byłam gotowa spytać się delikatnie mojej przyjaciółki, co się dzieje. Ona też unikała odpowiedzi na moje pytania, więc byłam podwójnie zaniepokojona. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie tej dwójki bez siebie nawzajem. Uśmiechnęłam się do córki, kiedy ta ukradkiem zabrała z szklanego talerzyka jedno z czekoladowych ciastek, niemalże w tej samej chwili ulatniając się do swojego pokoju. Bębniłam palcami w udo, nie wiedząc, jak mam zacząć ten drażliwy temat. Nie lubiłam wtrącać się w życie innych ludzi, ale tutaj chodziło o nią, a ja nie mogłam pozwolić, żeby na jej twarzy nie gościł uśmiech. Nerwowo spojrzałam na zegarek, sprawdzając, która jest godzina. Nie chciałam... Przynajmniej nie teraz, żeby Mario się o tym nie dowiedział, ponieważ mógł on przez przypadek powiedzieć coś swojemu przyjacielowi. Jess także nie była skora do tego, aby zacząć rozmawiać.
- Co się dzieje? - zapytałam szeptem, spoglądając w zielone oczy dziewczyny. Ciągle uciekała wzrokiem gdzieś w bok, aby tylko nie musiała spoglądać na wprost moich błękitnych tęczówek.
- Mam wrażenie, że Marco w mojej obecności jest jakiś... nieobecny - odparła cicho, zaciskając dłonie na białym kubku. Westchnęłam cicho, nie mogąc zdobyć się na choćby nikły cień uśmiechu. - Jesteśmy już tyle ze sobą, a ja mam wrażenie, że coraz bardziej się od siebie oddalamy.
- Nawet nie waż mi się tak mówić! - zawołałam podniesionym głosem, przewracając oczami. Czasami nie potrafiłam znieść jej bezsilności, która w czasie naszej znajomości objawiała się już kilkakrotnie. Za każdym razem byłam to w stanie wyperswadować przyjaciółce, ale teraz nie byłam w stanie, ponieważ z nią nie mieszkałam.
- Nie rozumiesz, że ja mam już tego powoli dość? - powiedziała zduszonym głosem, z trudem powstrzymując łzy. Chyba nawet nie pojmowała, jak dobrze ją rozumiałam. W porę dostrzegłam, jak mała wbiega do salonu, siadając swojej przyszywanej cioci na kolanach, aby po chwili się do niej uśmiechnąć. Zauważyłam, jak dołeczki w policzkach mojej córki wywołują delikatną, niemal niezauważalną radość na twarzy brunetki.
- Mamo, kiedy przyjedzie tata? - zapytała zmartwionym tonem głosu, wlepiając we mnie swoje oskarżycielskie spojrzenie, jakbym to ja faktycznie była winna temu, że trening przedłuża się o dobre pół godziny, czego akurat nie potrafiłam wyjaśnić. Czasami wolałam nie wiedzieć, co takiego tam robią.
- Nie wiem, misiu - odparłam, wzruszając ramionami. Tymczasem Jess wyglądała, jakby całkiem zapomniała o naszej rozmowie. Ciągle zagadywała Hanię, widząc moją wyraźnie zamyśloną minę. Powinnam się z tego cieszyć, ale wiedziałam, że jeszcze muszę poruszyć ten temat. Duszkiem wypiłam łyk kawy, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zimna.
- W każdym razie - zagadnęła pogodnie brunetka, a ja uniosłam wzrok znad szklanki - wyjdziemy gdzieś dzisiaj wieczorem? Nie mówię o kawie, rzecz jasna...
- Nie wiem. To zależy, jaki humorek będzie miał dzisiaj Mario - skwitowałam, niemal dusząc się z śmiechu. Wkrótce wszystkie niemal tarzałyśmy się po pokoju, a najbardziej moja córka, która jednocześnie najmniej zrozumiała sens moich słów. Zwaliłyśmy się bez dechu na kanapę, a mała przylgnęła do mojego boku, a ja poczułam, jak przyjemne ciepło rozlało się po całym moim ciele. Zaczęłam gładzić ją wierzchem dłoni po rozgrzanym i zarumienionym policzku, nie mogąc nacieszyć się bliskością córeczki. Cieszyłam się każdą chwilą, którą mogłam z nią spędzić.
- W końcu mogę się wyluzować! - zakrzyknęła brunetka, wprawiając w zawał wszystkie starsze panie, które zamieszkiwały ten wieżowiec.
Widocznie rozbawiony wpatrywałem się w jasnowłosą dziewczynę, która stała niepewnie obok Pepa, przebierając nogami w miejscu niczym rozkapryszone dziecko. O ile dobrze się zorientowałem, była to nowa pani od masażu, która miała zastąpić swojego poprzednika na czas nieokreślony. Zazwyczaj w takich momentach już prześwietlałbym ją swoimi oczami, jednocześnie zastanawiając się, czy da się zaprosić na kawę... Ale to już nie te czasy. Dyskretnie przygryzłem wargę, unosząc jedną brew bardziej ku górze. Poruszyłem się niespokojnie na krześle, spoglądając zerkając na Roberta, który dłubał niespokojnie łyżką w owsiankę. Wszyscy mieli jakieś problemy z odnalezieniem humoru, ponieważ na próżno było szukać uśmiechniętej osoby. Blondynka jeszcze kilka minut porozmawiała z trenerem, po czym czmychnęła szybko z jadalni. Nie wiem, czy da radę w ogóle na nas patrzeć podczas zabiegów, jeśli teraz nie jest w stanie z nami wytrzymać, kiedy jesteśmy tak od siebie oddaleni. Westchnąłem zrezygnowany, wyciągając telefon z kieszeni. Szybko napisałem sms-a do Marceliny, że jednak się spóźnię. Musiałem z kimś porozmawiać o tym, co się tutaj działo, bo chyba do końca bym zwariował. W domu byłbym nie do życia, a tego chciałem uniknąć za wszelką cenę. Aż nazbyt dobrze wiedziałem, jak mogą kończyć się dla nas takie sytuacje. Pstryknąłem palcami przed nosem Lewandowskiego, chcąc się upewnić, czy aby na pewno ma kontakt z rzeczywistością. Spojrzał na mnie spod łba, wracając do jedzenia swojej porcji.
- Możecie mi wyjaśnić, o co tutaj wszystkim chodzi? - zapytałem szeptem, chcąc objąć całą czwórkę swoim ciekawskim spojrzeniem. Żaden z nich nie zareagował, a ja zaczynałem mieć ich serdecznie dość. Rywalizacja może człowiekowi przesłonić oczy, aczkolwiek nie byłem pewien, by o to chodziło.
- Po prostu daj nam zjeść - burknął Boateng, nerwowo zaciskając pięści. Coś gwałtownie zabiło w mojej piersi, aż prosząc się, żebym mu odpyskował. W ostatniej chwili ugryzłem się w język, ponieważ poczułem na sobie uważny wzrok Hiszpana. Ostatnimi czasy zdawał się coraz bardziej na mnie uważać, jakby wziął sobie do serca radę mojej dziewczyny, która żartem kilka miesięcy temu powiedziała, żebym był przez niego bardziej pilnowany. Właśnie. Nadal nie dała mi tej odpowiedzi, której tak pragnąłem. Dałem jej luz, jeśli chodzi o stan naszego związku, ale jakieś kilka tygodni temu nagle zaczęło mi to przeszkadzać. Nie mogłem znieść myśli o tym, że już kiedykolwiek mogłaby odejść, chociaż nie chciałem tego określać jako trzymania na uwięzi. Po prostu chciałem na nią patrzeć bez końca, nie musząc się martwić, czy pewnego dnia nie zniknie z mojego życia.
- Hej, ziemia do Mario! - powiedział Thomas, unosząc kciuk do góry. - Tłumaczę Ci wszystko od początku już jakieś pięć minut, a ty nadal patrzysz tym maślanym wzrokiem w ścianę.
- Przepraszam - mruknąłem, puszczając do niego oko. Trzymał się w tym klubie wyjątkowo solidnie, przez co zaskarbił sobie zazdrość 'Latającego Holendra' jak żartobliwie nazywaliśmy jednego z naszych kolegów w swoim gronie. Jego akurat wszyscy mieli dość. - Mógłbyś zacząć od początku?
- Pewnie. A więc ta nasza nowa lalunia od masażu - mrugnął porozumiewawczo okiem - podobno jest córką Guardioli!
- Nie strasz! - zawołałem, udając wyjątkowo przerażonego. - Przecież nie są do siebie podobni. Tylko tobie takie porównania mogą wpaść do głowy. Po za tym, wiesz, czemu wszyscy mają dzisiaj taki wyśmienity humor?
- Jakbyś nie wiedział - odparł z grymasem na twarzy Jerome, dopiero teraz siląc się na lekki uśmiech. - Podobno nasza Przerdzewiała Pomarańcza poszedł się na nas poskarżyć, bo nie chcemy z nim rozmawiać ani robić to, co robić powinna normalna, zgrana drużyna. I teraz każdy z nas się zastanawia, czy trener wziął takie zarzuty na poważnie i zamierza wymierzać każdemu konsekwencje.
- Jeśli do tej pory nic się poważnego nie zdarzyło, to pewnie to olał - powiedziałem, przewracając oczami - tylko patrzeć, jak przejdzie do jakiegoś innego klubu. Ostatnio czepiał się nawet faceta od bramkarzy. Dopiero Manu go powstrzymał, ale i do niego ma jakieś pretensje.
- A do kogo nie ma? - zapytał Niemiec. Wzruszyłem ramionami, nie mając ochoty dalej ciągnąć tego tematu.
- Tak w ogóle, to nie nazywaj jej 'lalunią' jeśli jest to rodzina naszego Pepa - odparłem, mając coraz większą ochotę stąd wyjść, co pewnie i tak zaraz zrobię.
- Powiedział ten, co nic nie ma za uszami - odparował szybko, unosząc wzrok na dziewczynę, która ponownie weszła do sali. Automatycznie wszyscy zawodnicy rzucili się w wir rozmowy, jakby chcieli ją potencjalnie odstraszyć. Z lekkim uśmiechem na twarzy wyszedłem, wcześniej żegnając się z kolegami. Miałem nadzieję, że nie zapoczątkuje ona żadnej anarchii. A było to naprawdę prawdopodobne.
- Co się dzieje? - zapytałam szeptem, spoglądając w zielone oczy dziewczyny. Ciągle uciekała wzrokiem gdzieś w bok, aby tylko nie musiała spoglądać na wprost moich błękitnych tęczówek.
- Mam wrażenie, że Marco w mojej obecności jest jakiś... nieobecny - odparła cicho, zaciskając dłonie na białym kubku. Westchnęłam cicho, nie mogąc zdobyć się na choćby nikły cień uśmiechu. - Jesteśmy już tyle ze sobą, a ja mam wrażenie, że coraz bardziej się od siebie oddalamy.
- Nawet nie waż mi się tak mówić! - zawołałam podniesionym głosem, przewracając oczami. Czasami nie potrafiłam znieść jej bezsilności, która w czasie naszej znajomości objawiała się już kilkakrotnie. Za każdym razem byłam to w stanie wyperswadować przyjaciółce, ale teraz nie byłam w stanie, ponieważ z nią nie mieszkałam.
- Nie rozumiesz, że ja mam już tego powoli dość? - powiedziała zduszonym głosem, z trudem powstrzymując łzy. Chyba nawet nie pojmowała, jak dobrze ją rozumiałam. W porę dostrzegłam, jak mała wbiega do salonu, siadając swojej przyszywanej cioci na kolanach, aby po chwili się do niej uśmiechnąć. Zauważyłam, jak dołeczki w policzkach mojej córki wywołują delikatną, niemal niezauważalną radość na twarzy brunetki.
- Mamo, kiedy przyjedzie tata? - zapytała zmartwionym tonem głosu, wlepiając we mnie swoje oskarżycielskie spojrzenie, jakbym to ja faktycznie była winna temu, że trening przedłuża się o dobre pół godziny, czego akurat nie potrafiłam wyjaśnić. Czasami wolałam nie wiedzieć, co takiego tam robią.
- Nie wiem, misiu - odparłam, wzruszając ramionami. Tymczasem Jess wyglądała, jakby całkiem zapomniała o naszej rozmowie. Ciągle zagadywała Hanię, widząc moją wyraźnie zamyśloną minę. Powinnam się z tego cieszyć, ale wiedziałam, że jeszcze muszę poruszyć ten temat. Duszkiem wypiłam łyk kawy, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zimna.
- W każdym razie - zagadnęła pogodnie brunetka, a ja uniosłam wzrok znad szklanki - wyjdziemy gdzieś dzisiaj wieczorem? Nie mówię o kawie, rzecz jasna...
- Nie wiem. To zależy, jaki humorek będzie miał dzisiaj Mario - skwitowałam, niemal dusząc się z śmiechu. Wkrótce wszystkie niemal tarzałyśmy się po pokoju, a najbardziej moja córka, która jednocześnie najmniej zrozumiała sens moich słów. Zwaliłyśmy się bez dechu na kanapę, a mała przylgnęła do mojego boku, a ja poczułam, jak przyjemne ciepło rozlało się po całym moim ciele. Zaczęłam gładzić ją wierzchem dłoni po rozgrzanym i zarumienionym policzku, nie mogąc nacieszyć się bliskością córeczki. Cieszyłam się każdą chwilą, którą mogłam z nią spędzić.
- W końcu mogę się wyluzować! - zakrzyknęła brunetka, wprawiając w zawał wszystkie starsze panie, które zamieszkiwały ten wieżowiec.
[Mario]
Widocznie rozbawiony wpatrywałem się w jasnowłosą dziewczynę, która stała niepewnie obok Pepa, przebierając nogami w miejscu niczym rozkapryszone dziecko. O ile dobrze się zorientowałem, była to nowa pani od masażu, która miała zastąpić swojego poprzednika na czas nieokreślony. Zazwyczaj w takich momentach już prześwietlałbym ją swoimi oczami, jednocześnie zastanawiając się, czy da się zaprosić na kawę... Ale to już nie te czasy. Dyskretnie przygryzłem wargę, unosząc jedną brew bardziej ku górze. Poruszyłem się niespokojnie na krześle, spoglądając zerkając na Roberta, który dłubał niespokojnie łyżką w owsiankę. Wszyscy mieli jakieś problemy z odnalezieniem humoru, ponieważ na próżno było szukać uśmiechniętej osoby. Blondynka jeszcze kilka minut porozmawiała z trenerem, po czym czmychnęła szybko z jadalni. Nie wiem, czy da radę w ogóle na nas patrzeć podczas zabiegów, jeśli teraz nie jest w stanie z nami wytrzymać, kiedy jesteśmy tak od siebie oddaleni. Westchnąłem zrezygnowany, wyciągając telefon z kieszeni. Szybko napisałem sms-a do Marceliny, że jednak się spóźnię. Musiałem z kimś porozmawiać o tym, co się tutaj działo, bo chyba do końca bym zwariował. W domu byłbym nie do życia, a tego chciałem uniknąć za wszelką cenę. Aż nazbyt dobrze wiedziałem, jak mogą kończyć się dla nas takie sytuacje. Pstryknąłem palcami przed nosem Lewandowskiego, chcąc się upewnić, czy aby na pewno ma kontakt z rzeczywistością. Spojrzał na mnie spod łba, wracając do jedzenia swojej porcji.
- Możecie mi wyjaśnić, o co tutaj wszystkim chodzi? - zapytałem szeptem, chcąc objąć całą czwórkę swoim ciekawskim spojrzeniem. Żaden z nich nie zareagował, a ja zaczynałem mieć ich serdecznie dość. Rywalizacja może człowiekowi przesłonić oczy, aczkolwiek nie byłem pewien, by o to chodziło.
- Po prostu daj nam zjeść - burknął Boateng, nerwowo zaciskając pięści. Coś gwałtownie zabiło w mojej piersi, aż prosząc się, żebym mu odpyskował. W ostatniej chwili ugryzłem się w język, ponieważ poczułem na sobie uważny wzrok Hiszpana. Ostatnimi czasy zdawał się coraz bardziej na mnie uważać, jakby wziął sobie do serca radę mojej dziewczyny, która żartem kilka miesięcy temu powiedziała, żebym był przez niego bardziej pilnowany. Właśnie. Nadal nie dała mi tej odpowiedzi, której tak pragnąłem. Dałem jej luz, jeśli chodzi o stan naszego związku, ale jakieś kilka tygodni temu nagle zaczęło mi to przeszkadzać. Nie mogłem znieść myśli o tym, że już kiedykolwiek mogłaby odejść, chociaż nie chciałem tego określać jako trzymania na uwięzi. Po prostu chciałem na nią patrzeć bez końca, nie musząc się martwić, czy pewnego dnia nie zniknie z mojego życia.
- Hej, ziemia do Mario! - powiedział Thomas, unosząc kciuk do góry. - Tłumaczę Ci wszystko od początku już jakieś pięć minut, a ty nadal patrzysz tym maślanym wzrokiem w ścianę.
- Przepraszam - mruknąłem, puszczając do niego oko. Trzymał się w tym klubie wyjątkowo solidnie, przez co zaskarbił sobie zazdrość 'Latającego Holendra' jak żartobliwie nazywaliśmy jednego z naszych kolegów w swoim gronie. Jego akurat wszyscy mieli dość. - Mógłbyś zacząć od początku?
- Pewnie. A więc ta nasza nowa lalunia od masażu - mrugnął porozumiewawczo okiem - podobno jest córką Guardioli!
- Nie strasz! - zawołałem, udając wyjątkowo przerażonego. - Przecież nie są do siebie podobni. Tylko tobie takie porównania mogą wpaść do głowy. Po za tym, wiesz, czemu wszyscy mają dzisiaj taki wyśmienity humor?
- Jakbyś nie wiedział - odparł z grymasem na twarzy Jerome, dopiero teraz siląc się na lekki uśmiech. - Podobno nasza Przerdzewiała Pomarańcza poszedł się na nas poskarżyć, bo nie chcemy z nim rozmawiać ani robić to, co robić powinna normalna, zgrana drużyna. I teraz każdy z nas się zastanawia, czy trener wziął takie zarzuty na poważnie i zamierza wymierzać każdemu konsekwencje.
- Jeśli do tej pory nic się poważnego nie zdarzyło, to pewnie to olał - powiedziałem, przewracając oczami - tylko patrzeć, jak przejdzie do jakiegoś innego klubu. Ostatnio czepiał się nawet faceta od bramkarzy. Dopiero Manu go powstrzymał, ale i do niego ma jakieś pretensje.
- A do kogo nie ma? - zapytał Niemiec. Wzruszyłem ramionami, nie mając ochoty dalej ciągnąć tego tematu.
- Tak w ogóle, to nie nazywaj jej 'lalunią' jeśli jest to rodzina naszego Pepa - odparłem, mając coraz większą ochotę stąd wyjść, co pewnie i tak zaraz zrobię.
- Powiedział ten, co nic nie ma za uszami - odparował szybko, unosząc wzrok na dziewczynę, która ponownie weszła do sali. Automatycznie wszyscy zawodnicy rzucili się w wir rozmowy, jakby chcieli ją potencjalnie odstraszyć. Z lekkim uśmiechem na twarzy wyszedłem, wcześniej żegnając się z kolegami. Miałem nadzieję, że nie zapoczątkuje ona żadnej anarchii. A było to naprawdę prawdopodobne.
----------------------------------