czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 6. Musisz.

Ostrożnie nalałem wina do obu kieliszków, próbując uronić ani jednej kropli na kuchenny blat. Zakląłem cicho, czując, jak trzęsie mi się ręka. Nadal nie byłem pewny, czy mam poruszyć ten temat i powiedzieć jej prawdę na temat tego, o czym rozmawiałem z Julianem dwa dni temu. Przygryzłem nerwowo wargę, odstawiając prawie pustą butelkę do wnętrza ciemnej szafki. Oparłem się bokiem o wyspę kuchenną, szukając jakiegoś interesującego elementu w kamiennej podłodze. Ciągle biłem się z myślami, nie mogąc znaleźć złotego środka. Chwilę temu Marci poszła położyć naszą małą Księżniczkę spać, aby ta mogła wypocząć po powrotnej podróży do Monachium. Czasami jeszcze przychodziła do nas w nocy do sypialni, ponieważ nie mogła zasnąć. Od roku miała już swój oddzielny pokój i na początku nie miała z tym większego problemu. Rozpychała sobie miejsce między nami, aby czuć jednocześnie dotyk obojga swoich rodziców. Mimo wszystko miałem wrażenie, że to moja kobieta jest w stanie bardziej odpowiedzialnie się nią zająć, choposądzonanikałem sytuacji, aby móc popilnować ją sam. Często widziały się z Ane i Emmą, córkami Xabiego, chociaż z tą pierwszą dzieliła ich spora różnica wieku. Zdziwiłem się, nie widząc na wczorajszych nagłówkach gazet sportowych informacji o moim powrotnym transferze do Borussii. Im mniej osób wie, tym lepiej dla mojej rodziny. Sam nie wiem, jak moja kobieta zareagowałaby na takie wieści. Ta moja bardziej egoistyczna natura, która jakimś cudem jeszcze się uchowała, chciała, abym tą genialną wiadomość zachował tylko dla siebie. W zasadzie... tak nawet chyba byłoby lepiej, niż miałbym kolejny kłopot na głowie w postaci rozważań kolejnej osoby, która tak naprawdę w dużej mierze namieszałaby mi w głowie. Miałem nadzieję, że chłodna kalkulacja wszystkich za i przeciw pomoże mi bardziej niż niepotrzebny rozgardiasz. Zwiesiłem ramiona wzdłuż boków, po dłuższym namyśle zabierając butelkę i szkło na balkon, stawiając je na jednym z niskich fotelów. Sam usadowiłem się na miękkim fotelu, wpatrując się dość obojętnie w lśniące od gwiazd niebo, czekając na przybycie matki mojej córki.
- Ostatnio jesteś jakiś nieswój - powiedziała nieco podwyższonym głosem, w końcu się zjawiając. Byłem nieco zawiedziony, że nie usiadła przy mnie, ale naprzeciwko. Uśmiechnąłem się lekko, próbując naprawić spiętą atmosferę. Cholera, wyczuwała, iż coś jest nie tak. A ja nie wiedziałam, jak długo będę potrafił ukrywać przed nią moje problemy. Swego czasu byłem w tym naprawdę dobry, ale nie chciałem jej zranić. Tamtej nocy, gdy odwiodłem ją od pomysłu usunięcia naszego dziecka, poprzysiągłem to sobie.
- Wydaje Ci się - odparłem nieco rozbawionym tonem, puszczając do niej oko. Upiłem łyk krwistoczerwonego trunku, dłuższy moment delektując się jego cierpkim smakiem. Dziewczyna zrzuciła z swoich stóp zamszowe kapcie, podwijając nogi bardziej ku sobie. Zaczęła wpatrywać się w horyzont rozświetlony światłami najwyższych drapaczy chmur w Monachium, błądząc myślami gdzieś daleko. Zawsze uwielbiała takie widoki, ponoć czując się najlepiej w ich towarzystwie. Korzystając z tego, że jak na razie nie jest tutaj obecna duchem, jak najciszej wstałem, jednocześnie odkładając kieliszek z powrotem na stolik. Zacząłem się skradać, nagle, z zaskoczenia obejmując jej szczupłą talię. Wydała z siebie zduszony krzyk, wypuszczając wino, które z dotkliwym trzaskiem rozbiło się w drobny mak na kremowym kamieniu.
- Jak ty możesz - wyburczała wyraźnie zaskoczona, dość nieskutecznie próbując bronić się przed moich dotykiem. Raz po raz uderzała delikatnie moje ręce swoimi, aczkolwiek nadal nie była w stanie mnie zniechęcić do tego stopnia, by zrezygnować z obranego planu. Nagle zauważyłam, że w jej oczach czai się jakiś cień. Momentalnie znieruchomiałem, widząc, że jest coś nie tak. I kto to mówi! Facet, który nie ma odwagi powiedzieć czegoś swojej kobiecie.
- O co chodzi? Stało się coś... - powiedziałem rozgorączkowanym głosem, nie kłopocząc się oddychaniem. Dopiero po dłuższej chwili pozwoliłem sobie na zaczerpnięcie powietrza do zaciśniętych płuc.
- Zwolnili mnie z pracy - wydukała z wielkim trudem, nie patrząc w moją stronę. Zaczęła nerwowo bębnić palcami w wierzch kanapy.
- Dlaczego? - wyszeptałem głosem podszytym niemą groźbą, która zaćmiła całkowicie racjonalny punkt widzenia. Jeszcze kilka tygodni temu szefowa uważała ją za jedną z lepszych pracowniczek w firmie, a teraz nagle zmieniła zdanie... Objąłem ją w talii ramionami, przyciągając do siebie. Ucałowałem delikatnie skrawek jej szyi, wyczuwając, jak cała drży. Była jeszcze lepszą aktorką od mnie, jeśli nie dała po sobie tego poznać. Przymknąłem powieki, z trudem powstrzymując swoje i tak nadszarpnięte nerwy na wodzy. Wiedziałem, jak bardzo angażuje się w to, aby nie została posądzona o bycie moją 'utrzymanką'. Od momentu, w którym oficjalnie byliśmy ze sobą na poważnie, sama powiedziała, że nie będzie udzielała się w mediach ani na żadnych portalach, ponieważ nie jest jakąś modelką ani osobą, której praca jest bardziej publiczna niż inne.
- Skąd mam wiedzieć - wyburczała nieco łagodniej, najwyraźniej trochę uspokojona moim dotykiem - na swojej poczcie dostałam gotowe do druku zwolnienie, czekające tylko na mój podpis. Na początku nie chciałam Ci nic mówić... Ale nie potrafiłabym Cię okłamać.
Mocno zaciskam zęby. W tej chwili tak naprawdę nie mam prawa prawić jej o niczym, ponieważ sam nie jestem lepszy. Jestem o wiele gorszy. Głośno przełknąłem ślinę, całując moją kobietę w sam czubek czoła. Chciałem, aby niezależnie od okoliczności mogła poczuć się bezpiecznie. Bardzo dużo przeszła, głównie z mojej winy. Powziąłem decyzję, że muszę załatwić sprawę z Julianem i Michaelem Zorcem najszybciej, jak się da. Muszę jasno postawić sprawę, nie bawiąc się w żadne ceregiele. Byłam już na to zbyt dorosły. Wymruczała coś cicho pod nosem, aczkolwiek nie potrafiłem doszukać się znaczenia jej słów.
- Jesteś bardzo zdolna i uparta - powiedziałem, unosząc podbródek mojej kobiety. Chcę, żeby spojrzała mi prosto w oczy. Musiałem mieć pewność, że mnie słucha. - Szybko znajdziesz nowe zajęcie. Przez całe moje życie nie poznałem nikogo bardziej pewnego siebie niż ty... A wiedz, że ja nie rzucam swoich słów na wiatr.
Uśmiechnęła się delikatnie, a ja osiągnąłem swój cel. W oczach mojej Księżniczki ponownie zapłonęły tak dobrze mi znane ogniki. Jednocześnie w mojej piersi rósł coraz większy ciężar spowodowany zamiataniem poważnej sprawy pod dywan. Wróciliśmy z powrotem do środka. Pocałowała mnie delikatnie, wierzchem dłoni głaszcząc delikatny zarost na mojej twarzy. Zanim zdążyłem zaczerpnąć więcej słodyczy, oderwała się od mnie i podreptała do pokoju naszej córki, aby zobaczyć, czy mała nadal śpi. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim całym ciele, a ja mimowolnie zacząłem obracać dotykowy telefon między palcami. Dopiero po dłuższej chwili odkryłem przybycie kilkunastu wiadomości z numeru, którego właściciela niemal zapomniałem. Bardziej z ciekawości przejechałem skrawkiem palca po ekranie, aby następnie wejść w skrzynkę. Oparłem się bokiem o ścianę, powoli trawiąc ich treść. Jeśli jest to problem wagi państwowej, może chodzić tylko o kobietę. Gdy usłyszałem przeciągłe pukanie do drzwi, nie miałem wątpliwości, kto przed nimi stoi. Był to nasz sygnał z lat dzieciństwa.
- Giroud - powiedziałem nieco zduszonym głosem, biorąc głęboki wdech. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać.
- Musisz pomóc mi ją znaleźć. Musisz.
-------------------------------------------
Tak, powiem poważnie : możecie mi coś zrobić za ten długi czas oczekiwania na kolejny rozdział. Obiecuję, że gdzieś w połowie kwietnia wezmę się na poważnie za pisanie, ponieważ będę miała już za sobą egzamin. :) I ciekawe, że tak trafiłam z tym tematem o domniemanym przejściu Mario z powrotem... Zbieg okoliczności? ;)


piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 5. Siostro.

Porywisty wiatr szarpnął gwałtownie moimi włosami, aż zmuszona byłam schować je pod skórzaną kurtką. Nie lubiłam, gdy musiałam wracać z swojej pracy po godzinach, a nie siedzieć na kanapie w otoczeniu znanych i przyjaznych uśmiechów. Chociaż i tego ostatnio wyjątkowo mi brak. Pociągnęłam nosem, odruchowo szukając czystych chusteczek po wszystkich kieszeniach. Zaklęłam cicho, nie znajdując ani jednej, przez co dość nerwowym krokiem kierowałam się w stronę swojego bloku. Jeżdżenie komunikacją miejską było ostatecznym rozwiązaniem, aczkolwiek ostatnimi czasy nie miałam większego wyboru co do środka transportu. Jak przez mgłę przypomniałam sobie dzień, kiedy to jeden z piłkarzy Bayernu zaproponował mi podwózkę. W zasadzie nie miałam nic do powiedzenia, ponieważ i tak żadne moje słowo nie byłoby go w stanie powstrzymać. Obcasy rytmicznie uderzały o brukowany chodnik, a w miarę przybliżania się do upragnionego celu przyśpieszałam tempa. Wręcz z prędkością światła przebiegłam przez całą klatkę schodową, dopadając do ciemnobrązowych drzwi z utęsknionym wzrokiem, aż do moich nozdrzy dobiegł znajomy zapach cynamonowego kadzidełka, które jeszcze dzisiejszego ranka zapaliłam z czystej ciekawości. Już rozebrana z kurtki usiadłam po turecku na kanapie, ściskając w ręce okrągłą mandarynkę, rozleniwiona włączając telewizor. Bez większego celu zaczęłam skakać po kanałach, zatrzymując się dopiero na relacji treningowej z bawarskiego klubu. Drgnęłam nieznacznie, widząc jego dziewczynę... W zasadzie niektórzy nie wiedzieli, jak mają ją nazywać. Dziewczyna, żona, narzeczona? Wsiadała z nim do samochodu, a przez zaciemnione szyby dało się jednak zauważyć jasnowłosą główkę małej dziewczynki. Ich córki. Odruchowo zacisnęłam usta w wąską kreskę, kiedy usłyszałam o nowym składzie sztabu przygotowania fizycznego. Na szczęście nie zdążyli ująć kamerą żadnego z moich profili ani momentu, gdy swobodnie przechadzałam się podczas przerwy przed ośrodkiem. Cała uwaga znów jednak powróciła do jednego z najlepszych piłkarzy klubu z Monachium, a mianowicie Lewandowskiego. Jęknęłam, nie mogąc dalej słuchać jego czczej gadaniny na temat jego wielkiego poświęcenia. Miałam z nim tylko jedną sesję masażu i już mogłam z tego wywnioskować, że większość czasu spędza na doskonaleniu swojej wielce wyrafinowanej arogancji.
Cząstki obranego owocu powoli lądowały w moich ustach. Jadłam ją pierwszy raz w tym roku, a więc smakowała wyjątkowo dobrze. Słodko - kwaśny miąższ wystrzeliwał sporą ilością soku. Z wyciągniętymi nogami przed siebie położyłam się wzdłuż sofy, opierając swoją głowę na puchowej poduszce. Jak do tej pory nie mogłam na nic narzekać. Wszystko układało się aż nazbyt dobrze, co w zasadzie akurat w moim przypadku powinno być mocno podejrzane. Zazwyczaj nigdy nie byłam w stanie doprowadzić czegoś do końca. Nawet tego cholernego związku, który zakończyłam dobry rok temu. Oboje byliśmy sobie winni. Można powiedzieć, że nie mam żadnych wyrzutów sumienia związanych z osobą, która na dobre zniknęła z mojego uporządkowanego życia, ale jeszcze jakiś czas temu w rozmowie z Mario przyznałam, że kogoś mam. Kolejne kłamstwo. Z mojego gardła wydobyło się coś na kształt stłumionego śmiechu. Gdyby tylko wiedział, kim jestem, bez większego wahania wyrzuciłby mnie z swojego samochodu. W zasadzie wcale bym mu się nie dziwiła. Przecież to przez nią... Tym razem na moją twarz wpełzł grymas, ponieważ nie miałam chłopakowi za złe, że poniekąd już z nią jest. Może i to lepiej? Kiedy usłyszałam dzwonek, nie musiałam zgadywać, kto za nimi stoi. Kiwnęłam głową na widok szatynki, wpuszczając ją do środa. Zawsze była od mnie piękniejsza. Lepsza. Mądrzejsza. Dlatego w końcu wyjechałam, żeby nie mieć więcej kontaktu ze swoją rodziną i tym bardziej z nią. Zmieniłam nazwisko. Ale byłam wystarczająco głupia, żeby chcieć tu wrócić i dodatkowo zatrudnić się w miejscu, od którego powinnam właśnie stronić najbardziej. Wkroczyła do małego salonu, bez zaproszenia sadowiąc się na miętowym fotelu stojącym naprzeciwko kanapy o tym samym kolorze. Dość obojętnym spojrzeniem obrzuciła obraz wiszący na ścianie, by w końcu móc zawiesić swój wzrok na mojej osobie. Nie pozwoliłam sobie na pokorne skulenie głowy, a hardo uniosłam podbródek ku górze.
- Siostro - powiedziała zachrypniętym głosem, od którego przeszły mi ciarki. Napięłam wszystkie swoje mięśnie, gwałtownie nabierając powietrza. Jakby nic innego się nie liczyło. Do wczorajszego wieczora miałam od niej święty spokój, gdy nagle jakiś nieznajomy numer wyświetlił się na ekranie mojego telefonu. Odebrałam, nie mając zielonego pojęcia, kogo usłyszę po drugiej stronie. I nawet nie chciałam wiedzieć, jakim cudem i od kogo zdobyła ten kontakt.
- Czego chcesz? - zapytałam ostrożnie, zaciskając usta w wąską kreskę. Po chwili, nie doczekując się żadnej odpowiedzi, spytałam, czy chce herbatę. Skinęła niemrawo głową w odpowiedzi, wędrując razem ze mną do kuchni. Usiadła na brzegu krzesła, spoglądając na czerwone szafki, które w pewnym sensie gryzły się z morskimi płytkami wyłożonymi na podłodze przez poprzedniego właściciela. Nastawiłam wodę w czajniku, aby następnie z założonymi rękoma na piersi spojrzeć na Ann spod przymrużonych powiek.
- Tęskniłam za tobą. Wyjechałaś praktycznie bez pożegnania - wyszeptała z wyraźnym wyrzutem, przez co czułam się jeszcze bardziej zdziwiona. A może to tylko pozory z jej strony? Mimowolnie przypomniałam sobie o kilku sytuacjach z naszego wspólnego, jeszcze wtedy szczęśliwego dzieciństwa, które miało się wkrótce skończyć.
- Musiałam jakoś zmienić swoje życie - odparłam bez większego trudu, opanowując drżenie głosu - i nie będę tego żałować. Ale, jak widzisz, znów tutaj jestem.
- Potrzebuję Cię.
Przygryzłam nerwowo wargę, widząc, jak oczy dziewczyny powoli zaczynają napełniać się łzami. Ostatnim, czego chciałam i potrzebowałam, był jej płacz. Jednak jakaś dawna część mnie chciała do niej podbiec i pocieszyć. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Nauczyłam się żyć jak cholerna egoistka i nie zamierzałam tego zmieniać. Mocno zacisnęłam pięści, czując, jak w moim gardle niespodziewanie narasta gula.
- Teraz to mówisz? - powiedziałam, nie mogąc powstrzymać nutki rozbawienia w swoim głosie. - Przez tyle lat, codziennie przypominałaś mi, że jestem od Ciebie gorsza. Czułam się jak wywłoka, bo moja własna siostra chciała mi wbić to do głowy! Wiesz, ile kosztowało mnie dotarcie tu, gdzie teraz jestem?! Nie mam zamiaru rzucać wszystkie z powodu twojej osoby.
Widziałam, jak drżą jej ramiona. Z gardła kobiety wyrwał się zduszony szloch, przez co schowała swoją twarz w dłoniach. Po tak długim czasie, dopiero dzisiaj mogłam zobaczyć jej prawdziwą twarz. Kruchej psychicznie kobiety, która opierała się tylko na swojej bujnej wyobraźni i wymysłach, w których udowadniała sama sobie, jak bardzo jest wspaniała. W pewnym sensie nawet zrobiło mi się jej żal, ale tylko przez kilka sekund. Chciałam jej nawtykać w związku z Mario, ponieważ ona nadal żywi do niego jakieś platoniczne uczucia, jeśli się nie mylę. Nadal, pomimo tak długiej rozłąki, była zadurzona niczym nieszczęśliwa nastolatka w piłkarzu Bayernu. Zadrżałam, czując, jak nagle brakuje mi oddechu. Przecież... czy ja nie robiłam teraz czegoś podobnego? Wspomnienia z Londynu zaćmiły mi zdolność logicznego myślenia. To była inna sprawa, miała inne zakończenie - przynajmniej tak sądziłam. Przyrzekłam sobie, że więcej tam nie wrócę. Przygryzłam wargę aż do krwi, czując jej metaliczny smak w ustach. Odetchnęłam nerwowo, mrużąc ciężkie powieki. Byłam zmęczona. Chciałam zapomnieć o wszystkich problemach, które nagle pojawiły się wokół mnie. Czułam się coraz bardziej przytłoczona, zduszona poczuciem ciągłej odpowiedzialności, jakie nanosiło życie. Dość. Przytuliłam ją do siebie, a ona wczepiła swoje paznokcie w krańce mojej bluzki. Ucałowałam czubek czoła mojej siostry niczym nasza mama, gdy byłyśmy małymi dziewczynkami, gdy chciała upleść nam dwa warkocze. Uśmiechnęłam się delikatnie przez łzy, gładząc pieszczotliwie jej jedwabiste włosy powolnymi ruchami.
- Ciii, już dobrze, będę przy tobie - wymamrotałam, próbując wziąć głęboki wdech.
- Nie mogę sobie wybaczyć, że Cię straciłam - wyłkała, spoglądając na mnie załzawionymi oczami. - Zawsze potrafiłam wszystko spieprzyć. To moja specjalność.
- Nikt nie jest idealny, nawet ja - powiedziałam, unosząc jej podbródek. - Koniec tego mazania się!
Zalałam nam obu herbatę , posłodziłam dwoma kostkami cukru, po czym przeszłyśmy z powrotem do salonu. Usiadłyśmy obok siebie, przez co niemal cały czas zahaczałyśmy się swoimi ramionami. Za pierwszym razem uniosłam kąciki ust wyżej niż dotychczas, czekając, aż Ann zrobi to samo. Po kilku nieowocnych próbach doczekałam się szczerej odpowiedzi. Po wielu namowach zdołałam ją namówić na to, aby nawet bez szczegółów opowiedziała mi o tym, co działo się tutaj podczas mojej nieobecności. W pewnym momencie zaproponowała mi nawet wyjazd do rodziców, ale po krótkim wahaniu nie mogłam się na to zgodzić. Najpierw musiałam się wewnętrznie pogodzić ze wszystkim, co mnie teraz spotkało.
- A ty - zaczęła szatynka ostrożnie, upijając łyk gorącego napoju - jak dałaś sobie radę w Londynie? Całkiem sama.
- Wiesz... było różnie. Aczkolwiek sama dobrze wiesz, że z czasem i ja potrafię postawić na swoim - mrugnęłam do niej porozumiewawczo, chichocząc. - Uwielbiam to miasto, szczególnie nocą. Musimy tam razem pojechać i pokażę Ci moje ulubione miejsca.
W ciągu jednego dnia odzyskałam osobę, dzięki której nagle moje życie stało się pełniejsze. Jakby ciągle czekało, aż dostrzegę tą czarną dziurę, bez której nauczyłam się funkcjonować. Znów zaczęła opowiadać mi o pracy modelki, zręcznie omijając tematy związane z Mario. Może moje przekonanie, że nadal za nim tęskni, było tylko próżnym złudzeniem? Próbowałam usprawiedliwić swoje własne przekonanie... Ludzie! To nie moja wina, że nie ze mną nie wytrzymał. Jak dziś pamiętam tamten wieczór, w którym wyślizgnęłam się z jego mieszkania, przy okazji zabierając swoją walizkę. Nie zasługiwałam na kogoś takiego jak on.
- Nie mówisz wszystkiego - powiedziała szeptem moja siostra, ostrożnie ważąc każde słowo, jakby było filiżanką chińskiej porcelany. Spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek, wzdychając ciężko. - Co takiego tam było, że musiałaś stamtąd uciec? Nadal kochasz tamten tryb życia, a mimo to tutaj wróciłaś.
-------------------------------------------------------------------
Nawet nie pytajcie mnie, skąd pomysł na wzięcie waszej 'ulubionej' bohaterki do tej części bloga. Ale postanowiłam, że nie może być nudno. Jeśli mam być wobec was szczera, to nie mam zielonego pojęcia, kiedy pojawi się następny rozdział.



poniedziałek, 30 listopada 2015

Rozdział 4. Daj spokój!

Ucieszyłam się, kiedy zdołałam wyciągnąć moją Hanię razem z Jess na zakupy. Musiałam przekonywać ją przez niemal pół godziny, żeby tylko wydobyć z niej tylko jedno słowo. Relaksowała się w obecności małej, a przez Marco było jej to potrzebne bardziej niż tlen. Zmarszczyłam czoło, za wszelką cenę chcąc rozwiązać tą pokręconą sytuację. Od momentu przyjazdu do Dortmundu widziałam go zaledwie kilka razy, najczęściej wracał zmęczony z treningu wieczorem, od razu idąc pod prysznic, nie dając mi okazji do rozmowy w cztery oczy. Musiałam to zmienić. Postawiłam sprawę na ostrzu noża i przez telefon umówiłam się z nim na spotkanie w cichej kawiarni na obrzeżach miasta, w której nikt nie powinien nam przeszkadzać. Po raz ostatni przejrzałam się w lustrze, wychodząc z mieszkania, zaraz je zamykając. Włożyłam klucz do jednej z kieszonek czarnej torebki, pewnym siebie krokiem wchodząc do przestronnej windy. Nacisnęłam srebrny guzik z napisem 'Parter' nie mogąc ustać w miejscu. Ostatecznie oparłam się plecami o ścianę, czując, jak dojmujący chłód metalowej powierzchni nie dusi resztek niepokoju. Przygryzłam nerwowo wargę, mentalnie zaczynając się przygotowywać na to, co mogę usłyszeć. Moje ciało zaczynało drżeć, ponieważ mogłam obawiać się najgorszego. Tylko czemu on nadal nie potrafił porozmawiać z nią? Czemu to ja musiałam nakłaniać go do zwierzeń, a nie potrafił tego zrobić dobrowolnie? Wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze i żadne z naszej trójki nie musiałoby strzępić na to swoich nerwów. Wcześniej zdarzały im się spięcia, ale wychodzili z nich obronną ręką, jeszcze bardziej ciesząc się sobą nawzajem. Natomiast ta sytuacja zdecydowanie odbiegała od normalności. Ułożyłam włosy na jedną stronę, próbując zająć czymś trzęsące się dłonie. Z bijącym sercem wyszłam z bloku, wkraczając na opustoszałą ulicę. Obcasy moich butów rytmicznie uderzały o brukowy chodnik, przez co chociaż na dłuższą chwilę potrafiłam zając się czymś innym niż myślenie o związku Niemca z moją przyjaciółką. Ona równie dzielnie walczyła kilka lat temu... Więc chciałam jakoś spłacić swój dług wdzięczności. Do miejsca naszego spotkania został mi jeszcze spory kawałek, ale ja postanowiłam nie brać żadnego dostępnego środka transportu. Nadal wolałam staczać nierówną walkę z moimi myślami, jednocześnie zastanawiając się, od czego mam zacząć. Ciągle patrzyłam na czubki swoich zamszowych butów, nie zwracając uwagi na otaczającą mnie rzeczywistość.
Zaklęłam cicho, czując, jak coś mocno uderza w moją klatkę piersiową. Przed oczami mignęła mi tylko granatowa tkanina, aczkolwiek zdołałam utrzymać równowagę, by móc zlokalizować tego zadufanego nicponia. Nikt normalny nie byłby w stanie wpaść na kogoś, kto szedłby sobie spokojnie. Zamglonym wzrokiem spojrzałam na stojącego przed mną mężczyznę, który ciągle otwierał usta, nie potrafić wydobyć z nich chociaż piśnięcia. Oddychałam szybko, opierając ręce na biodrach, jakbym właśnie przebiegła jakiś dłuższy dystans maksymalnym tempem.
- Następnym razem, jak będziesz właził na kogoś, rób to tak, żeby mniej bolało - burknęłam zirytowanym głosem, jednocześnie obdarzając go jednym z najbardziej obojętnych spojrzeń. Zza okularów spoglądały na mnie fioletowe tęczówki, które pewnie w normalnym momencie wydałyby się nienormalne. Jego twarzy wydawała mi się znajoma. Niestety nie potrafiłam stwierdzić, dlaczego tak myślę.
- Też mogłabyś uważać - odparł, ściskając w ręce czarną teczkę do granic możliwości wypełnioną dokumentami. Włożony garnitur świadczył o tym, że być może spieszy się na jakieś ważną konferencję lub zebranie, ale teraz nie miało to dla mnie większego znaczenia. Spoglądaliśmy na siebie z rosnącym zdenerwowaniem, nie potrafiąc zabrać głosu.
- Nie przypominam sobie, abym pozwoliła komukolwiek tak się odzywać do mojej osoby.
- Pani chyba też zapomniała o jakiejkolwiek kulturze osobistej! - odpyskował, nerwowo zaciskając usta w wąską kreskę.
Okręciłam się na pięcie i z podniesionym czołem ruszyłam przed siebie, oddychając głęboko. Dopiero po pewnym czasie pozwoliłam sobie na odwrócenie głowy. On nadal tam stał, swoim spojrzeniem łamiąc moje prawa prywatności. W jednej chwili przestałam się nim przejmować, a znów zaczęłam koncentrować na rozmowie z moim przyjacielem. Jednakże nie potrafiłam się na niczym skoncentrować, nadal mając w pamięci tamtą dziwną sytuację. Zaczęłam coś mruczeć o dziwnych ludziach, których zazwyczaj mam traf poznawać, kiedy na horyzoncie dostrzegłam znajomą kawiarnię. Ucisk w okolicy serca jeszcze bardziej się nasilił. Dobrze wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Co ma być, to będzie... I nawet jeśli wyjaśni mi wszystko w negatywnym znaczeniu, nadal będę próbowała go przekonać do tego, aby spróbował z Jess jeszcze raz. A może to wcale nie chodziło o to? Usiadłam przy wolnym stoliku, zakładając nogę na nogę. Odruchowo zaczęłam uderzać paznokciami w wierzch szklanej otoczki zegarka, ciągle czekając na przybycie Reusa. W pewnym momencie myślałam, że wcale się nie pojawi. Pojawił się piętnaście minut po umówionym czasie, parkując swoim grafitowym, sportowym autem na przeciwległym parkingu. Kelnerka przyszła i zebrała moje skromne zamówienie, w samą porę, żeby nie spostrzec przybycia piłkarza. Usiadł naprzeciwko mnie, zdejmując z czubka nosa okulary przeciwsłoneczne, aby móc obrzucić moją sylwetkę zmartwionym wzrokiem. Poruszyłam się niespokojnie, w końcu nie wiedząc, jak mam zacząć tą dość niewygodną dla nas obojga rozmowę.
- Możesz mi wytłumaczyć, co ty odwalasz? - zapytałam szeptem, ponieważ dziewczyna przyniosła zamówioną kawę. Odwróciła swoją głowę w kierunku Marco, aczkolwiek on postanowił zbyć ją aż nazbyt wymownym milczeniem. Filiżankę z gorącym napojem pieszczotliwie objęłam drżącymi palcami, próbując nie panikować.
- To nie jest takie... proste, jak mogłoby się wydawać - wymamrotał przez zaciśnięte zęby, więc musiałam mocno wytężyć słuch, żeby usłyszeć te słowa.
- Właśnie, że jest! - powiedziałam bardziej podniesionym głosem, nie dając za wygraną. Niech nawet nie waży pomyśleć, iż tak łatwo dam za wygraną. Chciałby. - Nie pozwolę, aby Jessica była z kimś, komu tak naprawdę na niej nie zależy.
- Nic nie wiesz! - krzyknął, tracąc panowanie nad sobą. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak zdenerwowanego jak dzisiaj. Ukrył twarz w dłoniach, wydając z siebie ni to szloch, ni to zdławiony śmiech. Pochyliłam się ku niemu, delikatne gładząc go ręką po ramieniu. Czekałam cierpliwie, aż zdecyduje się podnieść wzrok na moją twarz, abym mogła bez przeszkód spojrzeć mu prosto w oczy. Drżał jak osika. - Ja... chcę się jej oświadczyć.
- Serio? - powiedziałam piskliwym głosem, nie mogąc opanować radości. W końcu mogłam odetchnąć z ulgą! Tygodnie niepewności, które ciągnęły się niczym wieki, nagle przestały mieć znaczenie. Gdyby nie to, że byliśmy w miejscu publicznym pewnie rzuciłabym się na niego z niedźwiedzim uściskiem. Jednakże starałam się powstrzymać mój wybuch radości, ponieważ widziałam poważną minę mojego przyjaciela. Odkąd powiedział mi prawdę, stał się jeszcze bardziej zdenerwowany, niż kilka chwil wcześniej.
- Noszę go już prawie miesiąc. Ale problem polega na to tym, że... nie wiem, jak mam to zrobić. Po prostu boję się... Nie powie 'tak'.
- Daj spokój! - odparłam spokojnie, podburzona nagłym impulsem podnosząc się z krzesła, co wkrótce zrobił i on. Wyszliśmy z kawiarni, nie chcąc, aby ktoś przypadkiem usłyszał dalszą część naszej rozmowy. W niczym niezmąconej ciszy wkroczyliśmy na żwirową ścieżkę, która prowadziła nas wgłąb niedużego parku. Słońce przebijało się przez gęste konary drzew usiane zielonymi liśćmi, tworząc na ziemi migotliwą mozaikę. Trawa wyglądała niczym żywy dywan, przez co pewnie wiele osób miało ochotę się na nim położyć, nie wyłączając mnie z tego szerokiego grona. Wszędzie nasadzono różnokolorowych kwiatów, których niektóry łodygi oplatały szerokie pnie, tym samym tworząc jeden z piękniejszych widoków, jakie widziałam. Reus objął ramieniem moją talię. Gdyby nie fakt, że jest moim naprawdę dobrym przyjacielem, odepchnęłabym go ze względu na Jess, ale ona nie miała nic przeciwko. Nawet, jeśli robił to w jej towarzystwie. Miała do nas bezgraniczne zaufanie, które zostało teraz przez niego poważnie nadszarpnięte. Przygryzłam wargę, kiedy moje obcasy uderzyły o drewnianą konstrukcję szerokiego mostu nad szemrzącą rzeką. Oparłam się biodrem o balustradę, patrząc na blondyna zapatrzonego w płaską taflę wody. Wolną dłonią przeczesał zmierzwione włosy, a z jego gardła w końcu wydobył się śmiech. Po raz kolejny mogłam odetchnąć z ulgą. Tym razem wszystko miało wkrótce wrócić do normy, o ile Niemiec nie stchórzy... Chociaż byłby ostatnią osobą, którą bym o to posądzała. Spoglądałam na niego z wyraźną uwagę, przypominając sobie postawę klubowej jedenastki Borussii Dortmund sprzed kilku lat. Oboje z Mario w pewien sposób wydorośleli, chyba już na dobre zostawiając za sobą bardziej nieokrzesane wygłupy. Aczkolwiek czasami udawało im się wykręcić jakiś nieprzyzwoity numer, dodatkowo napędzając nam niezłego stracha.
- Wiesz, jak ona bardzo Cię kocha? - wyszeptałam, odchylając głowę. Poczułam na swojej twarzy dotyk ciepłych promieni słońca, które niedługo miała zabrać mi jesień. Uwielbiałam tą porę roku, ale nic nie było w stanie zrekompensować gorąca lipca i sierpnia.
- I dlatego z jednej strony jestem na siebie wściekły, że musiała ciągle znosić moje niezdecydowanie. Cierpiała - odpowiedział z wyraźną goryczą w głosie, pewnie przez cały czas karcąc siebie za swoje szczeniackie zachowanie. Z jednej strony nie mogłam wyjść ze zdziwienia. Jak po tylu latach związku mógł w to wątpić? Wiem, pewnie byłaby zszokowana jego propozycją, ale w końcu... przyjęłaby oświadczenie. Błądząc myślami gdzieś daleko leniwie skierowałam swoje spojrzenie na skrzący się diament mojego pierścionka, którego kiedyś przez to samo otrzymałam od Mario. Momentalnie ciężar na piersi wzrósł kilkakrotnie, przez co zatrzepotałam awaryjnie powiekami, chcąc odpędzić napływające łzy.
- W takim razie koniecznie trzeba to zmienić - mruknęłam, starając się powiedzieć każde słowo z jednakową powagą, co było wyjątkowo trudne z powodu szczególnych okoliczności. - Zaproś ją jakiejś restauracji... Lubi takie rzeczy. W zasadzie nigdy nie lubiła jeść kolacji przy świecach, bo cały czas martwiła się o swoje włosy, żeby przypadkiem ich nie podpalić czy coś w tym stylu. Albo zrób to po jakimś bardzo ważnym meczu, w świetle lamp na samym środku boiska Signal Iduna Park! Kiedy gracie mecz z Schalke?
- Za cztery tygodnie - odparł, próbując ukryć swoje podekscytowanie. Najwyraźniej mój pomysł wyjątkowo przypadł mu do gustu, zaczynając się z tego cieszyć. Już w o wiele lepszym humorze niczym prawdziwy dżentelmen w podzięce ucałował wierzch mojej dłoni. - Naprawdę nie wiem, jak by to się skończyło, gdybyś ze mną nie porozmawiała. Dziękuję.
- Będziesz mógł mi to powiedzieć dopiero po derbach - burknęłam, również z trudem powstrzymując się od śmiechu. Nie wiedziałam, czemu tak bardzo tego się bał. Do tej pory uważałam go za jednego z bardziej odważnych ludzi, biorąc pod uwagę jego niektóre wręcz heroiczne akcje pod bramkę przeciwnika. Cóż... wszyscy się zmieniają.
--------------------------------------------------------------------------
Muszę przyznać, że strasznie męczyłam się z tym rozdziałem. Nie jestem pewna, czy następny dodam za tydzień, ponieważ ostatnio myślę nad zrobieniem sobie dłuższej przerwy, która miałaby na celu nadrobienie zaległości oraz przemyślenia sprawy wszystkich moich blogów, które piszę. 



piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 3. Jestem skończonym idiotą.

Kartonową torebkę z czerwonym winem postawiłem na kuchennym blacie, wieszając skórzaną kurtkę na oparciu krzesła. Wyjąłem ostrożnie dwa kieliszki z długimi nóżkami, bojąc się, że przez moje trzęsące się dłonie mogę je stłuc. Od momentu, kiedy odwiozłem Alicję do domu, zaczęłam intensywnie myśleć, co takiego mi do powiedzenia może mieć mój agent. Ostatnio widzieliśmy się jakieś trzy tygodnie temu, żeby ostatecznie uzgodnić, czy chcę renegocjować mój stary kontrakt. Jednak po rozmowie z Marci i nim doszliśmy do wniosku, że na tą chwilę coś takiego nie jest potrzebne. Zawsze wolałem konsultować z nią takie sprawy, ponieważ potrafiła ocenić wszystko chłodnym okiem. Mieliśmy wrócić do tego za jakieś pół roku, czyli zaraz po zamknięciu zimowego okienku transferowego, kiedy ta cała gorączka związana z plotkami różnego pochodzenia w miarę by się uspokoiła. Mimo wszystko nie chciałem jak na razie stąd odchodzić, chociaż musiałem przyznać, że Pep ostatnio zaczął mnie unikać i w zasadzie nie wiedziałam, gdzie popełniam błąd. Być może nie jest to jeszcze koniec świata. Liczyłem na to, że z biegiem czasu wszystko się ustabilizuje i wróci na właściwe tory. Byłem teraz w dobrej formie, a nie chciałem jej tracić z byle powodu. Zacząłem nerwowo przechadzać się po salonie, co rusz wyjmując telefon z kieszeni i czekając, aż moja księżniczka wybierze mój numer i zadzwoni. Jednak z biegiem minut moja nadzieja bledła. Miałem jakieś dziwne przeczucia, które nie dawały mi ustać w jednym miejscu chociażby przez kilkanaście sekund. Dziwny niepokój wkradł się do moich myśli, ale z każdym głębokim wdechem rozluźniałem spięte mięśnie, wolną dłonią przeczesując włosy. Widocznie zniecierpliwiony wyszedłem na taras, zaraz wypatrując dość charakterystycznego, samochodu Juliana, który wyraźnie odstawał od reszty swoim wściekło zielonym kolorem. Parę razy próbowałem go nawet namówić na zmianę auta, ale on twardo obstawiał przy swoim. Drgnąłem gwałtownie, widząc, jak parkuje przed blokiem. Musiał mnie dostrzec, ponieważ machnął ręką na powitanie, aczkolwiek w tym samym momencie wystrzeliłem do przodu, żeby wcześniej otworzyć mu drzwi.
Stałem, czekając wyjątkowo cierpliwie na to, żeby zobaczyć go wkrótce na klatce schodowej. Wpuściłem chłopaka bez jednego słowa, aby przejść do salonu. Oboje uważnie obserwowaliśmy siebie nawzajem, jakbyśmy nie byli pewni swoich ewentualnych zamiarów wobec drugiej osoby. Ocknąłem się po kilku sekundach, przynosząc nam po kieliszku wina. W ciszy upiłem pierwszy łyk, a brzęk uderzanego szkła o stolik rozniosło się echem.
- Co takiego chciałeś mi powiedzieć, że nie była to wiadomość możliwa do przekazania przez telefon? - zapytałem ostrożnie, wyliczając w głowie sytuacje, które ma mi do powiedzenia. Być może gdzieś o nocnej godzinie zarejestrował mnie monitoring, przekroczyłem granicę prędkości, jakiś gościu postawił mi sprawę w sądzie na podstawie kruchych argumentów... Byłem wręcz gotowy na wszystko. Braun wodził wzrokiem po ścianach, aż dał za wygraną i spojrzał prosto w moje oczy. Głośno przełknął ślinę, zwieszając głowę, jakby sam się zastanawiał, czy to nie będzie cios również w niego. Być może przez mógł stracić jakiegoś innego piłkarza, którym się 'opiekował'.
- Borussia się ze mną skontaktowała. Chcą, żebyś... wrócił. W najbliższym okienku transferowym, ale to nadal zależy od Ciebie.
Spojrzałem na niego jak na idiotę. Słońce, które kiedyś całą mocą królowało na niebie, nagle musiało schować się za chmurami. Nie kłamał, a powiedział prawdę. Wspomnienia ostatniego meczu na Signal Iduna Park przeszyły mnie z całą mocą. Chociaż wtedy nie grałem, emocje, a przede wszystkim wyzwiska nadal były żywe i wyraziste. Nie straciły na swojej wartości. Myślałem, że przejście do Bayernu i współpraca z Hiszpanem to szczyt moich marzeń. Po pół roku gry w tym klubie już byłem w stanie stwierdzić, iż moje wyobrażenia zostały niesamowicie wyolbrzymione. Ile to razy chciałem wracać, ale w końcu ktoś przemówił mi do rozsądku. Potem grałem regularnie, aż przyszedł tamto spotkanie z moim dawnym klubem. Po strzeleniu bramki uniosłem ramiona w górę. Drużyna w czerwonych koszulkach podbiegła w moim kierunku, zaczęła klepać po plecach. Jednak nader wszystko słyszałem te przeciągłe gwizdy i jedno określenie, które padało z ust wszystkich Borussen na tym stadionie. Nie potrafiłam im wytłumaczyć, dlaczego tak postąpiłem. W tamtej chwili byłem zbyt przytłoczony, a każde moje słowo zostałoby tylko zagłuszone. Nic bym nie zrobił, a jeszcze bardziej pogorszył całą sprawę. Teraz nadeszła chwila, kiedy mogę to naprawić. Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem usta, aczkolwiek nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Byłem zbyt zszokowany tą informację, która pozostawiała mnie w pewnym psychicznym dyskomforcie.
- Jak to możliwe? - wyjąkałem, z trudem łapiąc urywany oddech. Chwiejnym i niezdecydowanym krokiem poszedłem po resztę wina, nerwowo zaciskając ręce. Nalałam dobrze nam obu, prawie tłukąc ją po odłożeniu na miejsce. Usiadłem obok Juliana, nie mogąc powstrzymać coraz mocniejszego łupania w skroniach. Zaśmiał się gardłowo, cały czas bębniąc paznokciami w kieliszek, a czerwona ciesz obijała się o ściany szkła. Wcale mu się nie dziwiłem, że tak porządnie się przestraszył. Oboje myśleliśmy o tym samym. Niecodziennie stary klub zwraca się do swojego poprzedniego zawodnika z taką możliwością. Jakim cudem, po tylu latach, mam znów wrócić bez poczucia winy na tamtą murawę? Targały mną sprzeczne emocje. Nie wiedziałem, czy dałbym radę udźwignąć na swoich wątłych barkach tą falę krytyki po raz kolejny, tylko teraz w odwrotnej sytuacji.
- Zadzwonili do mnie dzisiaj rano - odparł zduszonym głosem, aczkolwiek nie poddał się i uparcie mówił dalej. - Zorc przedstawił dość dobrą propozycję... Na początku nie chciałem z nim rozmawiać. A potem dał nam w zasadzie bardzo dużo czasu do namysłu.
- Chcą, żebym zapadł do końca w załamanie nerwowe? - zapytałem, będąc coraz bardziej tym wszystkim skołowany i zdezorientowany. Ta propozycja uchyliła mi furtkę, która wcześniej była zamknięta na klucz. Musiałem porozmawiać z dyrektorem sportowym BVB osobiście, ale na razie nie zanosiło się na to, żeby miał chociaż trochę wolnego czasu. Wprawdzie mógłbym poprosić o przepustkę, aczkolwiek pewnie dowiedziałaby się o tym prasa, a ja w takim momencie nie potrzebowałem kłopotliwego rozgłosu. Pogorszyłbym niepotrzebnie sytuację i tak palącą się w moich rękach.
- Nie wiem - burknął, wypijając resztę wina. - Nie mam zielonego pojęcia, jakie konkretnie mają intencje! Być może widzą twoją beznadziejną sytuację w Monachium, co jest jedną z prawdopodobnych opcji. W zasadzie zaczynałem się zastanawiać, czy w ogóle Ci o tym powiedzieć. Ale zawsze byłem z tobą szczery w wszystkich kwestiach.
- To jest wręcz... - zacząłem, ale ostry głos szatyna przerwał moją wypowiedź.
- Tak... Oprócz Marco nikt Cię tam nie kocha - zaśmiał się, próbując rozluźnić napiętą atmosferę, aczkolwiek ten tekst jeszcze bardziej zagrał mi na nerwach, chociaż tak naprawdę powinienem się cieszyć. Czemu się tak denerwowałem? Przecież było to ucieleśnieniem moich najnowszych marzeń! Jednakże stałe się odwrotnie. Zacisnąłem pięści aż do granic moich możliwości, z głośnym świstem wypuszczając powietrze z płuc.
- Z nim też ostatnio nie jest najlepiej - mruknąłem, biorąc głęboki wdech. - Może byś się popytał jego menadżera, o co chodzi? Podobno jest twoim bardzo dobrym kolegą, mój drogi.
- Nic nie wiem na ten temat - odparł, w obronnym geście unosząc dłonie ku górze. - Ale musimy się na poważnie zastanowić, co robimy z tym fantem.
- Muszę się jakoś wyrwać, żebym mógł bez przeszkód sam wymienić uwagi z Michaelem. To nie może tak być!
Pulsujący ból na stałe wkradł się do mojego serca. Wstałem z kanapy, zaczynając chodzić po salonie. Tak jak podczas oczekiwania na przyjazd Juliana, nie potrafiłem zagrzać miejsca nawet na kilka sekund. Jedyne, czego teraz potrzebowałem, to szczera rozmowa z Marci, która nie była dla mnie osiągalna jeszcze przez co najmniej kilka dni. Jessica nie wypuści jej tak szybko, ponieważ dawno nie spędzały ze sobą czasu. Znając życie, moja księżniczka zacznie pewnie przyciskać Reusa do ściany i czym prędzej dowie się, w czym rzecz. Chociaż można powiedzieć, że to on zazwyczaj przez 'przypadek' zdradzał mi informacje na jej temat. A teraz nagle mieli zamienić się rolami. Mimowolnie uniosłem delikatnie kąciki ust ku górze, przypominając sobie hardą postawą dziewczyny sprzed kilku lat. Moje błogie rozmyślania przerwał donośny głos szatyna, który wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na niego z wyraźnym wyrzutem, chowając ręce do kieszeni bluzy. Poprosił, abym usiadł na spokojnie obok niego, aczkolwiek zignorowałem tą prośbę. Musiałem sam to przetrawić, mimo szczerych chęci mojego kolegi. To nie był najlepszy moment na udowadnianie swoich racji. Widząc, że nie jest w stanie zmienić cokolwiek, pożegnał się z mną i wyszedł.
Jęknąłem cicho, czując, jak wyrzuty sumienia falą zapełniają moją głowę. Dlaczego pod sam koniec musiałem być dla mojego menadżera tak opryskliwy? Przygryzłem wargę, dobrze wiedząc, jak zareagowałaby Marcelina. Przez ten czas, kiedy z nią byłem, ponoć stałem się odrobinę milszy dla otoczenia. Nie byłem już tym rozwydrzonym człowiekiem, którego poznała na monachijskiej dyskotece w centrum. Co oczywiście nie znaczy, że gdzieś tam, w środku, nie zachowałem odrobiny tej szalonej duszy, którą byłem. Wydoroślałem, czego nie omieszkała wypomnieć mi nawet mama wraz z ojcem, będącym chyba najbardziej z tego zadowolony. Sam mogłem teraz się tak nazwać, więc przez chwilę poczułem przypływ dumy, przypominając sobie ciepłe ręce małej Hani. Miała moje oczy, ale z charakteru wdała się w mamę jak kropla w kroplę. Niemal odruchowo wyjąłem z kieszeni już dość pomiętą fotografią, opuszkiem palca gładząc chropowatą powierzchnię. Moja kobieta siedziała na parapecie w naszym domu pod Monachium razem z córką, trzymając się za ręce. Obie miały na sobie długie spódnice, a zapatrzony były w jakimś punkt za oknem. Kto by pomyślał, że będzie tęsknić za jakąkolwiek przedstawicielką płci pięknej? Uśmiechnąłem się niemal niezauważalnie, na chwilę odrywając się od nowych problemów, które o dziwo zgotował mi nowy klub. Chłodny wiatr orzeźwiająco smagał moje ciepłe policzki. W miarę uspokoił mój rozgalopowany oddech, ale wystarczyła chwila nieuwagi, żeby serce znów zaczynało bić jak szalone. Cały się trzęsłem, nie potrafiąc odnaleźć ukojenia w dotychczasowych rozmyślaniach. Życie przewijało się przed moimi oczami prawie jak film. Począwszy od pierwszego spotkania z Marco, do leżącej przed mną białej kartki z czarnymi literkami, które tworzyły mój kontrakt z Bayernem Monachium. Mogłem go nie podpisać, cieszyć się życiem i nie próbować tego gorzkiego smaku rozczarowanie. Skąd mogłem wiedzieć, że tak to się wszystko skończy? Nikt nie potrafił tego przewidzieć. Najgorszy był trening drugiego dnia po tym, jak ta informacja obiegła cały świat, a dotknęła szczególnie cały Dortmund. Szatnia pogrążona w ciszy jest w Borussii czymś niezwykłym, wręcz niecodziennym. Ciągle słyszało się jakieś żarty, przepychanki, śmiech...
- Jestem skończonym idiotą.
Te słowa zabrzęczały znajomo wśród moich pogmatwanych wspomień.
----------------------------------------------
Niezły obrót akcji, co? Kiedy powstawały pomysły co do drugiej części bloga, jeszcze nie wiedziałam, że wam tak namieszać... Można powiedzieć, iż będzie jeszcze lepiej i pojawi się więcej wątków... Ale wszystko okaże się wkrótce! :) 



piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 2. Jak ta z Krainy Czarów?

Zacząłem się zastanawiać, jak nasz zespół ma pracować, jeśli nasza masażystka wzdryga się za każdym razem, kiedy ma nas dotknąć. Aczkolwiek nie mogłem narzekać na godzinę, którą spędziłem pod rękami blondynki, jakkolwiek dwuznacznie mogło by to zabrzmieć. Byłem ciekaw, w jaki to sposób dostała tutaj tą posadę, jeśli za każdym razem robi do nas jakieś miny, które sugerowałyby pretensje skierowane w naszą stronę. Musiała mieć naprawdę mocne CV, bo inaczej pewnie by jej tutaj nie było. Chociaż... pewnie gdyby zarząd znał charakter dziewczyny, w życiu by tego nie robiła. Przeciągnąłem koszulkę przez głowę, powoli zbierając wszystkie swoje rzeczy z szatni. Włożyłem wszystko do sportowej torby, zastanawiając się jednocześnie, jak to z nią jest naprawdę. Dlaczego tutaj trafiła? Wyszedłem, obojętnym spojrzeniem obrzucając wszystko dookoła. Marcelina pojechała z Hanią do Dortmundu już dzisiaj rano do Jess, więc w gruncie rzeczy miałem wolny wieczór, aczkolwiek chyba nigdzie nie będę się ruszał. Nadal niesamowicie nurtowała mnie sprawa z tym, co mam dalej zrobić w związku z pierścionkiem, który dałem jej cztery lata temu. Nic nie mówiła, a ja nie chciałem w żaden sposób naciskać. Coraz trudniej było mi złamać dane słowo, że damy na razie sobie z tym spokój. Moje myśli ciągle wędrowały w tamten niebezpieczny rejon, żeby tylko znaleźć jakieś konkretne rozwiązanie. Nagle na mojej drodze wyrosła Roszpunka, jak postanowiłem sobie nazywać naszą nową koleżanką z klubu, ponieważ do tej pory nikt nie poznał jej imienia. Plotka o domniemanym pokrewieństwie z naszym trenerem rozwiała się równie szybko, jak i się pojawiła. Uśmiechnąłem się do niej dość złośliwie, przy okazji mrugając porozumiewawczo okiem. Podczas całego zabiegu zamieniliśmy może dwa słowa, które i tak wypowiedziała z ogromną wręcz niechęcią. Najwyraźniej musieli jej bardzo dobrze płacić, aby wytrzymać w naszym towarzystwie.
- Czemuż to spotyka mnie tak zaszczyt, jeśli zawieszasz na mojej skromnej osobie swój wzrok? - zapytałem drwiącym tonem, na co dziewczyna zacisnęła usta i zmrużyła powieki, delikatne napinając mięśnie twarzy.
- Nie twój interes - burknęła, przewracając oczami - nagle z rozpieszczonego gwiazdora zrobił się taki miły chłopiec?
- Uważaj, bo jeszcze Jerome Ci się spodoba - odparłem, nie mogąc się od tego powstrzymać, przez co dopiąłem swego. Tym razem wstrzymała oddech, a pewnie gdyby mogła, oczyma ciskałaby błyskawice.
- Mam chłopaka - odgryzła się, próbując walczyć, chociaż miała marne szanse.
- Już się boję - zadrwiłem, ruszając raźno do przodu, a ona nieustępliwie ruszyła obok, jakby chciała się przekonać, czy jestem w stanie wytrzymać tą słowną utarczkę. Zerkałem na nią kątem oka, nie mogąc powstrzymać się od porównania blondynki z Marci. Nic to nie dało. Dla mnie nadal masażystka miała do pokonania wielką przepaść, której pewnie nigdy nie przeskoczy.
- Czemu wy wszyscy musicie traktować mnie jak intruza? - zapytała podniesionym tonem głosu, już nie naskakując tak bardzo jak poprzednio. Uniosłem obie brwi ku górze, wolną dłonią przeczesując zmierzwione włosy.
- Z tego, co wiem, ty też nie grzeszyłaś byciem 'miłą' - westchnąłem, nawet nie próbując usprawiedliwiać swojego tekstu, który zresztą był szczerą prawdą. Pewny siebie stawiałem krok za krokiem, po chwili nie zwracając na dziewczynę większej uwagi. Byłem ciekaw, jak mojej małej minęła podróż i czy są już u Marco. Przygryzłem nerwowo wargę, zastanawiając się, czemu ostatnio urwał nam się kontakt. Nie odpisywał na sms-y, nie odbierał częstych telefonów. Jego działalność na portalach społecznościowych też jakby zmalała, chociaż wcześniej i tak nie zawracał sobie tym głowy. Odkąd związał się brunetką, zaczął jakby... dojrzewać, czego wtedy nie mogłem powiedzieć o mnie. Szalałem niczym nastolatek, a woda sodowa parokrotnie uderzała prosto w moją głowę. Dopiero jakiś czas temu zacząłem wychodzić na prostą, ale i tym razem musiałem skorzystać z czyjejś pomocy. Oboje coraz bardziej zbliżaliśmy się ku wyjściu. Nie chciałem wyjść na ostatniego idiotę, więc po dręczącej ciszy to ja pierwszy zabrałem głos. Kto by się tego spodziewał.
- Kończysz już, prawda? - zapytałem, na co skinęła głową. - W takim razie chciałbym Ci zaoferować podwózkę do domu.
- Daj spokój - burknęła, zapinając polarową bluzę, aby następnie schować ręce w kieszeniach dżinsów. Nie wiedziałem, czy aby na pewno moja dziewczyna była z tego zadowolona. Aczkolwiek chciałem zacząć być w miarę znośny dla ludzi, których ledwo co poznałem.
- I tak nie mam dzisiaj nic do roboty - wzruszyłem ramionami, niemalże popychając ją w stronę mojego samochodu. O dziwo, wcale nie protestowała przy podaniu mi swojego adresu zamieszkania. Miałem jechać na drugi koniec miasta, ale i tak  Otworzyłem przed nią drzwi, komentując moje zachowanie cichym prychnięciem. Włożyłem torbę i resztę rzeczy do bagażnika, po krótszej chwili wsiadając przed kierownicę. Telefon włożyłem w specjalną obudowę przy radiu, dzięki której mogłem z mniejszym ryzykiem rozmawiać w czasie jazdy, mogąc bardziej kontrolować drogę przed sobą. Silnik odpalił z głośnym pomrukiem, który niemal natychmiast podziałał na mnie odprężająco. Nacisnąłem stopę trochę za mocno, przez co gwałtownie ruszył do przodu, a moja towarzyska pisnęła, kurczowo zaciskając palce. Roześmiałem się, wjeżdżając na jedną z głównych ulic.
- Nadal nie wiem, jak Ci na imię - rzuciłem od niechcenia, zerkając kątem oka na oddalający się stadion Bayernu. Poczułem, jak jakaś szpilka wbija się w moje myśli, jednocześnie przywodząc widok wspaniałych trybun Signal Iduna Park, które zdradziłem. Zdradziłem je na własną rękę. Sam tego chciałem, a nie raz żałowałem swojej decyzji przez pierwsze wyjątkowo ciężkie miesiące w Monachium. Miałem straszną ochotę tam wrócić, zacząć wszystko od nowa, ale nie mogłem. Kto by pomyślał, że pomyślę o tym właśnie teraz i przyznam się bez bicia, że tamto zawaliłem na całej linii?
- Alicja.
- Jak ta z Krainy Czarów? - zagadnąłem, ledwo co zdążając wyhamować przed czerwonym światłem, które nagle pojawiło się na naszej drodze. Zakląłem pod nosem, bębniąc niecierpliwie palcami w skórzaną kierownicę.
- Nie - burknęła buntowniczo, przekręcając oczami. Wbiła swój wzrok w widok zza szyby samochodu, jakby było coś bardziej interesującego od mnie! Czasami nie mogłem wręcz powstrzymać tych myśli, które przychodziły znienacka i z trudem powstrzymywałem się od tego, żeby nie wypowiedzieć ich na głos. Kiedy przez pasy przeszła matka z małą dziewczynką, automatycznie zacząłem zastanawiać się, co robi Hania. Jak przez mgłę pamiętam tamtą noc, kiedy dane mi było zobaczyć ją po raz pierwszy. Niemalże rozpływałem się ze szczęścia, czując się jak pijany. Nie wiem, co by się stało, gdybym wtedy nie powstrzymał Marceliny od popełnienia tego ogromnego błędu. Mimowolnie zadrżałem, przypominając sobie wszystko, co przeszliśmy. W szpitalu po raz pierwszy przyznała mi rację... i podziękowała. Płakała ze szczęścia, a ja zacząłem głaskać jej drżący policzek.
- Masz śliczną córeczkę - powiedziała blondynka, jakby czytała z mojej twarzy, na której przewijała się cała gama emocji, których nie potrafiłem powstrzymać. Nie chciałem. Z cichą ulgą przyjąłem fakt pojawienia się zielonych świateł, które pozwoliły nam w końcu ruszyć do przodu.
- Dziękuję - wyszeptałem, uśmiechając się lekko. Moje serce zabiło w kierunku Dortmundu, za co nie chciałem już siebie karać. Poruszaliśmy się w ślimaczym tempie, ale zazwyczaj o tej porze wszyscy wracali z pracy. Nie pokonaliśmy nawet połowy dzielącej nas drogi od mieszkania Alicji. Uniosłem jedną brew ku górze, słysząc znajomą melodię pochodzącą z mojego telefonu. Szybkim ruchem palca nacisnąłem zieloną słuchawkę, zaczynając składać usta do wypowiedzenia powitania, ale brutalnie mi przerwano. Z resztą, mój menadżer zawsze tak robił. Nie dawał za wygraną, ponieważ twierdził, że lepiej jeśli to on pierwszy zacznie rozmowę. Gdybym ja to zrobił, pewnie nigdy nie doszedłby do słowa.
- Masz czas dzisiaj wieczorem? - zapytał, a ja z łatwością mogłem usłyszeć wyraźne zdenerwowanie w jego na co dzień opanowanym głosie. Poruszyłem się niespokojnie w fotelu, kątem oka zerkając na dziewczynę, która była świadkiem naszej rozmowy.
- Oczywiście. Słuchaj, stało się coś, że jesteś taki nerwowy?
- To nie jest temat na telefon. Podjadę do Ciebie.
-----------------------------------------------------
Mam nadzieję, że nie jesteście źli z powodu dość dużych odstępów między rozdziałami. Niestety jestem zmuszona tak robić, ponieważ szkoła ostatnimi czasu bardzo mocno daje mi w kość. Zero wytchnienia, więc na pisanie mam tylko weekendy, ale to i tak zazwyczaj za mało. Przepraszam was za tak krótki rozdział, aczkolwiek zrekompensuję wam to w następnym! Obiecuję! :D



wtorek, 27 października 2015

Rozdział 1. Latający Holender.

Spod zmrużonych brwi obserwowałam zabawę czterolatki, nie przestając mieszać łyżeczką kremową kawę, próbując chociaż na chwilę oderwać od niej wzrok. Nie umiałam pozbyć się wrażenia, że gdybym na nią nie spoglądało, mogłoby się wydarzyć coś strasznego. Dopiero kiedy Jess pstryknęła mi palcami przed samym nosem, byłam w stanie maksymalnie skupić się właśnie na niej. Przyjechała tutaj na moją wyraźną prośbę, ponieważ już od kilku miesięcy wykręcała się od tego pomysłu, który przypadkiem narzuciłam jej podczas naszej rozmowy w... styczniu? Zachichotałam, a brunetka spojrzała na mnie z iskierkami w oczach, dobrze wiedząc, że to ona jest powodem mojego wyraźnego rozbawienia. Próbowała ściągnąć Marco, aby Mario nie musiał ciągle wysłuchiwać naszych rozmów, ale ten miał inne sprawy na głowie. Ostatnio nie odbierał nawet moich telefonów, przez co byłam gotowa spytać się delikatnie mojej przyjaciółki, co się dzieje. Ona też unikała odpowiedzi na moje pytania, więc byłam podwójnie zaniepokojona. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie tej dwójki bez siebie nawzajem. Uśmiechnęłam się do córki, kiedy ta ukradkiem zabrała z szklanego talerzyka jedno z czekoladowych ciastek, niemalże w tej samej chwili ulatniając się do swojego pokoju. Bębniłam palcami w udo, nie wiedząc, jak mam zacząć ten drażliwy temat. Nie lubiłam wtrącać się w życie innych ludzi, ale tutaj chodziło o nią, a ja nie mogłam pozwolić, żeby na jej twarzy nie gościł uśmiech. Nerwowo spojrzałam na zegarek, sprawdzając, która jest godzina. Nie chciałam... Przynajmniej nie teraz, żeby Mario się o tym nie dowiedział, ponieważ mógł on przez przypadek powiedzieć coś swojemu przyjacielowi. Jess także nie była skora do tego, aby zacząć rozmawiać.
- Co się dzieje? - zapytałam szeptem, spoglądając w zielone oczy dziewczyny. Ciągle uciekała wzrokiem gdzieś w bok, aby tylko nie musiała spoglądać na wprost moich błękitnych tęczówek.
- Mam wrażenie, że Marco w mojej obecności jest jakiś... nieobecny - odparła cicho, zaciskając dłonie na białym kubku. Westchnęłam cicho, nie mogąc zdobyć się na choćby nikły cień uśmiechu. - Jesteśmy już tyle ze sobą, a ja mam wrażenie, że coraz bardziej się od siebie oddalamy.
- Nawet nie waż mi się tak mówić! - zawołałam podniesionym głosem, przewracając oczami. Czasami nie potrafiłam znieść jej bezsilności, która w czasie naszej znajomości objawiała się już kilkakrotnie. Za każdym razem byłam to w stanie wyperswadować przyjaciółce, ale teraz nie byłam w stanie, ponieważ z nią nie mieszkałam.
- Nie rozumiesz, że ja mam już tego powoli dość? - powiedziała zduszonym głosem, z trudem powstrzymując łzy. Chyba nawet nie pojmowała, jak dobrze ją rozumiałam. W porę dostrzegłam, jak mała wbiega do salonu, siadając swojej przyszywanej cioci na kolanach, aby po chwili się do niej uśmiechnąć. Zauważyłam, jak dołeczki w policzkach mojej córki wywołują delikatną, niemal niezauważalną radość na twarzy brunetki.
- Mamo, kiedy przyjedzie tata? - zapytała zmartwionym tonem głosu, wlepiając we mnie swoje oskarżycielskie spojrzenie, jakbym to ja faktycznie była winna temu, że trening przedłuża się o dobre pół godziny, czego akurat nie potrafiłam wyjaśnić. Czasami wolałam nie wiedzieć, co takiego tam robią.
- Nie wiem, misiu - odparłam, wzruszając ramionami. Tymczasem Jess wyglądała, jakby całkiem zapomniała o naszej rozmowie. Ciągle zagadywała Hanię, widząc moją wyraźnie zamyśloną minę. Powinnam się z tego cieszyć, ale wiedziałam, że jeszcze muszę poruszyć ten temat. Duszkiem wypiłam łyk kawy, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zimna.
- W każdym razie - zagadnęła pogodnie brunetka, a ja uniosłam wzrok znad szklanki - wyjdziemy gdzieś dzisiaj wieczorem? Nie mówię o kawie, rzecz jasna...
- Nie wiem. To zależy, jaki humorek będzie miał dzisiaj Mario - skwitowałam, niemal dusząc się z śmiechu. Wkrótce wszystkie niemal tarzałyśmy się po pokoju, a najbardziej moja córka, która jednocześnie najmniej zrozumiała sens moich słów. Zwaliłyśmy się bez dechu na kanapę, a mała przylgnęła do mojego boku, a ja poczułam, jak przyjemne ciepło rozlało się po całym moim ciele. Zaczęłam gładzić ją wierzchem dłoni po rozgrzanym i zarumienionym policzku, nie mogąc nacieszyć się bliskością córeczki. Cieszyłam się każdą chwilą, którą mogłam z nią spędzić.
- W końcu mogę się wyluzować! - zakrzyknęła brunetka, wprawiając w zawał wszystkie starsze panie, które zamieszkiwały ten wieżowiec.

                                                         [Mario]

Widocznie rozbawiony wpatrywałem się w jasnowłosą dziewczynę, która stała niepewnie obok Pepa, przebierając nogami w miejscu niczym rozkapryszone dziecko. O ile dobrze się zorientowałem, była to nowa pani od masażu, która miała zastąpić swojego poprzednika na czas nieokreślony. Zazwyczaj w takich momentach już prześwietlałbym ją swoimi oczami, jednocześnie zastanawiając się, czy da się zaprosić na kawę... Ale to już nie te czasy. Dyskretnie przygryzłem wargę, unosząc jedną brew bardziej ku górze. Poruszyłem się niespokojnie na krześle, spoglądając zerkając na Roberta, który dłubał niespokojnie łyżką w owsiankę. Wszyscy mieli jakieś problemy z odnalezieniem humoru, ponieważ na próżno było szukać uśmiechniętej osoby. Blondynka jeszcze kilka minut porozmawiała z trenerem, po czym czmychnęła szybko z jadalni. Nie wiem, czy da radę w ogóle na nas patrzeć podczas zabiegów, jeśli teraz nie jest w stanie z nami wytrzymać, kiedy jesteśmy tak od siebie oddaleni. Westchnąłem zrezygnowany, wyciągając telefon z kieszeni. Szybko napisałem sms-a do Marceliny, że jednak się spóźnię. Musiałem z kimś porozmawiać o tym, co się tutaj działo, bo chyba do końca bym zwariował. W domu byłbym nie do życia, a tego chciałem uniknąć za wszelką cenę. Aż nazbyt dobrze wiedziałem, jak mogą kończyć się dla nas takie sytuacje. Pstryknąłem palcami przed nosem Lewandowskiego, chcąc się upewnić, czy aby na pewno ma kontakt z rzeczywistością. Spojrzał na mnie spod łba, wracając do jedzenia swojej porcji.
- Możecie mi wyjaśnić, o co tutaj wszystkim chodzi? - zapytałem szeptem, chcąc objąć całą czwórkę swoim ciekawskim spojrzeniem. Żaden z nich nie zareagował, a ja zaczynałem mieć  ich serdecznie dość. Rywalizacja może człowiekowi przesłonić oczy, aczkolwiek nie byłem pewien, by o to chodziło.
- Po prostu daj nam zjeść - burknął Boateng, nerwowo zaciskając pięści. Coś gwałtownie zabiło w mojej piersi, aż prosząc się, żebym mu odpyskował. W ostatniej chwili ugryzłem się w język, ponieważ poczułem na sobie uważny wzrok Hiszpana. Ostatnimi czasy zdawał się coraz bardziej na mnie uważać, jakby wziął sobie do serca radę mojej dziewczyny, która żartem kilka miesięcy temu powiedziała, żebym był przez niego bardziej pilnowany. Właśnie. Nadal nie dała mi tej odpowiedzi, której tak pragnąłem. Dałem jej luz, jeśli chodzi o stan naszego związku, ale jakieś kilka tygodni temu nagle zaczęło mi to przeszkadzać. Nie mogłem znieść myśli o tym, że już kiedykolwiek mogłaby odejść, chociaż nie chciałem tego określać jako trzymania na uwięzi. Po prostu chciałem na nią patrzeć bez końca, nie musząc się martwić, czy pewnego dnia nie zniknie z mojego życia.
- Hej, ziemia do Mario! - powiedział Thomas, unosząc kciuk do góry. - Tłumaczę Ci wszystko od początku już jakieś pięć minut, a ty nadal patrzysz tym maślanym wzrokiem w ścianę.
- Przepraszam - mruknąłem, puszczając do niego oko. Trzymał się w tym klubie wyjątkowo solidnie, przez co zaskarbił sobie zazdrość 'Latającego Holendra' jak żartobliwie nazywaliśmy jednego z naszych kolegów w swoim gronie. Jego akurat wszyscy mieli dość. - Mógłbyś zacząć od początku?
- Pewnie. A więc ta nasza nowa lalunia od masażu - mrugnął porozumiewawczo okiem - podobno jest córką Guardioli!
- Nie strasz! - zawołałem, udając wyjątkowo przerażonego. - Przecież nie są do siebie podobni. Tylko tobie takie porównania mogą wpaść do głowy. Po za tym, wiesz, czemu wszyscy mają dzisiaj taki wyśmienity humor?
- Jakbyś nie wiedział - odparł z grymasem na twarzy Jerome, dopiero teraz siląc się na lekki uśmiech. - Podobno nasza Przerdzewiała Pomarańcza poszedł się na nas poskarżyć, bo nie chcemy z nim rozmawiać ani robić to, co robić powinna normalna, zgrana drużyna. I teraz każdy z nas się zastanawia, czy trener wziął takie zarzuty na poważnie i zamierza wymierzać każdemu konsekwencje.
- Jeśli do tej pory nic się poważnego nie zdarzyło, to pewnie to olał - powiedziałem, przewracając oczami - tylko patrzeć, jak przejdzie do jakiegoś innego klubu. Ostatnio czepiał się nawet faceta od bramkarzy. Dopiero Manu go powstrzymał, ale i do niego ma jakieś pretensje.
- A do kogo nie ma? - zapytał Niemiec. Wzruszyłem ramionami, nie mając ochoty dalej ciągnąć tego tematu.
- Tak w ogóle, to nie nazywaj jej 'lalunią' jeśli jest to rodzina naszego Pepa - odparłem, mając coraz większą ochotę stąd wyjść, co pewnie i tak zaraz zrobię.
- Powiedział ten, co nic nie ma za uszami - odparował szybko, unosząc wzrok na dziewczynę, która ponownie weszła do sali. Automatycznie wszyscy zawodnicy rzucili się w wir rozmowy, jakby chcieli ją potencjalnie odstraszyć. Z lekkim uśmiechem na twarzy wyszedłem, wcześniej żegnając się z kolegami. Miałem nadzieję, że nie zapoczątkuje ona żadnej anarchii. A było to naprawdę prawdopodobne.
----------------------------------
Więc mamy za sobą pierwszy rozdział. Nawet nie wiecie, jak bardzo się ucieszyłam, widząc tyle podnoszących mnie na duchu komentarzy pod prologiem. :) Tymczasem ja was już zostawiam... I czekajcie na kolejną część! :D


środa, 14 października 2015

Prolog

Sapnęłam cicho, stawiając wszystkie torby na szafkach. Opuściłam ramiona wzdłuż ciała, dając odpocząć napiętym mięśniom. Zaczęłam je delikatnie rozmasowywać, nie mogąc się od tego powstrzymać. Spod wpół przymkniętych powiek obserwowałam pusty salon, uważnie szukając oznak życia dwójki uciekinierów. W całym mieszkaniu panowała nienaturalna cisza, przez którą cały czas moje plecy przechodziły zimne dreszcze. Trudno przez ostatnie lata można by doszukać chwili, w której nikt nie wypowiedziałby słowa przez choćby kilka sekund. Czasami doprowadzało mnie to do mocnego bólu głowy, aczkolwiek starałam się czerpać z tego maksymalną przyjemność. Nie potrafiłam zapomnieć tego, co chciałam zrobić z naszym małym szczęściem. Na samo wspomnienie tamtych dni wzdrygnęłam się z odrazą do samej siebie. Jak mogłam być tak samolubna? Ale nic nie działo się bez przyczyny. Główna z nich prawdopodobnie właśnie chrapała w najlepsze, zapominając bezkarnie o całym świecie. Jakby wiedział, że i tak nie spotka go najmniejsza kara. Kiedy spojrzałam na swoje odbicie w lustrze wiszące na korytarzu, nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Ostatnio bardzo się zmieniłam. Nie chodziło tutaj o mój, ale bardziej zaczęłam dostrzegać zmiany w moim charakterze. Poprawiłam srebrzysty kosmyk włosów, który wyślizgnął się na lekko zmarszczone czoło. Założyłam ręce na piersi, delikatnie przygryzając wargę, aby powstrzymać głośny chichot. W pewnym sensie nawet do tej pory nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego po tym wszystkim jeszcze mogę być szczęśliwa. Mój wzrok leniwie powędrował na pierścionek, który lśnił srebrnymi refleksami. Minęło tyle czasu... a on nie wspominał nic na ten temat. Powiedział, że mogę go sobie nosić, nawet jeśli nie chce, żeby znaczył cokolwiek więcej. Sama nie wiedziałam, jak mam poruszyć ten dość delikatny temat.
Po kolei otwierałam każde drzwi, aby sprawdzić, w którym oboje są. Z każdą chwilą moje serce biło coraz szybciej, jakby istniała obawa, że ich tutaj nie znajdę. Niemal ugięły się pod mną nogi z uczucia niewyobrażalnej ulgi, dojrzawszy Mario na łóżku z naszą małą duszyczką. Ostrożnie zamknęłam za sobą drzwi, nie chcąc jej zbudzić. Z widocznym rozbawieniem na twarzy przypomniałam sobie, jak zareagował na wieść o zniweczeniu planów z posiadania syna. Do tamtej chwili niemalże rozplanował całą jego przyszłość, poczynając od kupienia malutkiej koszulki z swoim numerem oraz zapisaniem go do szkółki piłkarskiej. Stwierdził, że tym razem to mi udało się jemu zrobić na złość bez większej premedytacji. Ciemne włosy z jaśniejszymi przebłyskami rozsypały się po całej poduszce, a na policzkach nadal widniał wyraźny rumieniec. Swoją rączkę zacisnęła na nadgarstku swojego taty, co chwila mamrocząc coś przez sen, jakby chciała mu przekazać coś ważnego. Nagle spojrzenie Niemca przeszyło mnie na wskroś, aż momentalnie zaparło mi dech. Dopiero po dłuższej chwili mogłam nabrać powietrza z powrotem do płuc. Delikatnie odsunął się od małej, całując ją tylko przelotnie w policzek, nie przerywając żadnych z jej cennych, sennych marzeń.
- Nadal nie potrafię się na nią napatrzeć - wyszeptał wprost do mojego ucha, kiedy stanął obok i splótł swoje ciepłe palce z moimi. Jego oddech owionął mój kark, a ja wręcz odruchowo oparłam głowę na jego barku.
- Co ty nie powiesz - powiedziałam rozbawionym tonem głosu. - Ją też zapiszesz do szkółki piłkarskiej, nawet jeśli nie będzie miała na to zbytniej ochoty?
- Jeszcze nie wiesz, że ja zawsze stawiam na swoim?
To akurat byłam zmuszona mu przyznać. Gdyby nie jego determinacja, nasze życie wyglądałoby o wiele inaczej. Uśmiechnęłam się delikatnie, zerkając na niego spod czarnych rzęs. Od ponad czterech lat miałam okazję widzieć go niemal zmęczonego całym tym szczęściem, które doskonale nas obładowało niemalże po równo. Jego mięśnie nie były napięte, wyraz twarzy zdradzał głębokie zamyślenie, a ruchy były coraz bardziej swobodne. Nie byłam w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatnio był poważnie zdenerwowany. Stawał się istną spokoju, pomijając niektóre sytuacje na murawie, podczas których nie potrafił zachować zimnej krwi. Sama nie byłam w stanie mu się dziwić. Co dziwne... Opinia publiczna nie wydawała się specjalnie poruszona faktem po tym, jak moja ciąża w końcu wyszła na jaw, ponieważ poniekąd nie dawało jej się już ukryć, chociaż akurat zdanie nieznanych mi osób niezbyt mnie obchodziło. Najbardziej liczyła się rodzina. Przede wszystkim nauczyłam stawiać ją na pierwszym miejscu.
- Czasami mam wrażenie, że tak naprawdę nigdy na Ciebie nie zasłużyłem.
Spod zmarszczonego czoła spojrzałam na bruneta, który patrzył prosto w moje błękitne oczy. Opuszkiem palca pogładziłem jego kilkudniowy zarost, wzdychając cicho, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
- Przestań - wyszeptałam, ledwo muskając jego spierzchnięte wargi mężczyzny moimi ustami. - Gdyby nie ty...
----------------------------------------------------------
Czyli wracam! 
Niesamowicie długo pisałam ten prolog... Co mogę jedynie usprawiedliwić początkiem szkoły. Aczkolwiek chciałabym was tym samym uprzedzić, że rozdziały prawdopodobnie będą dodawane co dwa, albo i trzy tygodnie. Ale i tak się cieszę, że wracam! :D