Zaklęłam cicho, czując, jak coś mocno uderza w moją klatkę piersiową. Przed oczami mignęła mi tylko granatowa tkanina, aczkolwiek zdołałam utrzymać równowagę, by móc zlokalizować tego zadufanego nicponia. Nikt normalny nie byłby w stanie wpaść na kogoś, kto szedłby sobie spokojnie. Zamglonym wzrokiem spojrzałam na stojącego przed mną mężczyznę, który ciągle otwierał usta, nie potrafić wydobyć z nich chociaż piśnięcia. Oddychałam szybko, opierając ręce na biodrach, jakbym właśnie przebiegła jakiś dłuższy dystans maksymalnym tempem.
- Następnym razem, jak będziesz właził na kogoś, rób to tak, żeby mniej bolało - burknęłam zirytowanym głosem, jednocześnie obdarzając go jednym z najbardziej obojętnych spojrzeń. Zza okularów spoglądały na mnie fioletowe tęczówki, które pewnie w normalnym momencie wydałyby się nienormalne. Jego twarzy wydawała mi się znajoma. Niestety nie potrafiłam stwierdzić, dlaczego tak myślę.
- Też mogłabyś uważać - odparł, ściskając w ręce czarną teczkę do granic możliwości wypełnioną dokumentami. Włożony garnitur świadczył o tym, że być może spieszy się na jakieś ważną konferencję lub zebranie, ale teraz nie miało to dla mnie większego znaczenia. Spoglądaliśmy na siebie z rosnącym zdenerwowaniem, nie potrafiąc zabrać głosu.
- Nie przypominam sobie, abym pozwoliła komukolwiek tak się odzywać do mojej osoby.
- Pani chyba też zapomniała o jakiejkolwiek kulturze osobistej! - odpyskował, nerwowo zaciskając usta w wąską kreskę.
Okręciłam się na pięcie i z podniesionym czołem ruszyłam przed siebie, oddychając głęboko. Dopiero po pewnym czasie pozwoliłam sobie na odwrócenie głowy. On nadal tam stał, swoim spojrzeniem łamiąc moje prawa prywatności. W jednej chwili przestałam się nim przejmować, a znów zaczęłam koncentrować na rozmowie z moim przyjacielem. Jednakże nie potrafiłam się na niczym skoncentrować, nadal mając w pamięci tamtą dziwną sytuację. Zaczęłam coś mruczeć o dziwnych ludziach, których zazwyczaj mam traf poznawać, kiedy na horyzoncie dostrzegłam znajomą kawiarnię. Ucisk w okolicy serca jeszcze bardziej się nasilił. Dobrze wiedziałam, że nie ma już odwrotu. Co ma być, to będzie... I nawet jeśli wyjaśni mi wszystko w negatywnym znaczeniu, nadal będę próbowała go przekonać do tego, aby spróbował z Jess jeszcze raz. A może to wcale nie chodziło o to? Usiadłam przy wolnym stoliku, zakładając nogę na nogę. Odruchowo zaczęłam uderzać paznokciami w wierzch szklanej otoczki zegarka, ciągle czekając na przybycie Reusa. W pewnym momencie myślałam, że wcale się nie pojawi. Pojawił się piętnaście minut po umówionym czasie, parkując swoim grafitowym, sportowym autem na przeciwległym parkingu. Kelnerka przyszła i zebrała moje skromne zamówienie, w samą porę, żeby nie spostrzec przybycia piłkarza. Usiadł naprzeciwko mnie, zdejmując z czubka nosa okulary przeciwsłoneczne, aby móc obrzucić moją sylwetkę zmartwionym wzrokiem. Poruszyłam się niespokojnie, w końcu nie wiedząc, jak mam zacząć tą dość niewygodną dla nas obojga rozmowę.
- Możesz mi wytłumaczyć, co ty odwalasz? - zapytałam szeptem, ponieważ dziewczyna przyniosła zamówioną kawę. Odwróciła swoją głowę w kierunku Marco, aczkolwiek on postanowił zbyć ją aż nazbyt wymownym milczeniem. Filiżankę z gorącym napojem pieszczotliwie objęłam drżącymi palcami, próbując nie panikować.
- To nie jest takie... proste, jak mogłoby się wydawać - wymamrotał przez zaciśnięte zęby, więc musiałam mocno wytężyć słuch, żeby usłyszeć te słowa.
- Właśnie, że jest! - powiedziałam bardziej podniesionym głosem, nie dając za wygraną. Niech nawet nie waży pomyśleć, iż tak łatwo dam za wygraną. Chciałby. - Nie pozwolę, aby Jessica była z kimś, komu tak naprawdę na niej nie zależy.
- Nic nie wiesz! - krzyknął, tracąc panowanie nad sobą. Nigdy wcześniej nie widziałam go tak zdenerwowanego jak dzisiaj. Ukrył twarz w dłoniach, wydając z siebie ni to szloch, ni to zdławiony śmiech. Pochyliłam się ku niemu, delikatne gładząc go ręką po ramieniu. Czekałam cierpliwie, aż zdecyduje się podnieść wzrok na moją twarz, abym mogła bez przeszkód spojrzeć mu prosto w oczy. Drżał jak osika. - Ja... chcę się jej oświadczyć.
- Serio? - powiedziałam piskliwym głosem, nie mogąc opanować radości. W końcu mogłam odetchnąć z ulgą! Tygodnie niepewności, które ciągnęły się niczym wieki, nagle przestały mieć znaczenie. Gdyby nie to, że byliśmy w miejscu publicznym pewnie rzuciłabym się na niego z niedźwiedzim uściskiem. Jednakże starałam się powstrzymać mój wybuch radości, ponieważ widziałam poważną minę mojego przyjaciela. Odkąd powiedział mi prawdę, stał się jeszcze bardziej zdenerwowany, niż kilka chwil wcześniej.
- Noszę go już prawie miesiąc. Ale problem polega na to tym, że... nie wiem, jak mam to zrobić. Po prostu boję się... Nie powie 'tak'.
- Daj spokój! - odparłam spokojnie, podburzona nagłym impulsem podnosząc się z krzesła, co wkrótce zrobił i on. Wyszliśmy z kawiarni, nie chcąc, aby ktoś przypadkiem usłyszał dalszą część naszej rozmowy. W niczym niezmąconej ciszy wkroczyliśmy na żwirową ścieżkę, która prowadziła nas wgłąb niedużego parku. Słońce przebijało się przez gęste konary drzew usiane zielonymi liśćmi, tworząc na ziemi migotliwą mozaikę. Trawa wyglądała niczym żywy dywan, przez co pewnie wiele osób miało ochotę się na nim położyć, nie wyłączając mnie z tego szerokiego grona. Wszędzie nasadzono różnokolorowych kwiatów, których niektóry łodygi oplatały szerokie pnie, tym samym tworząc jeden z piękniejszych widoków, jakie widziałam. Reus objął ramieniem moją talię. Gdyby nie fakt, że jest moim naprawdę dobrym przyjacielem, odepchnęłabym go ze względu na Jess, ale ona nie miała nic przeciwko. Nawet, jeśli robił to w jej towarzystwie. Miała do nas bezgraniczne zaufanie, które zostało teraz przez niego poważnie nadszarpnięte. Przygryzłam wargę, kiedy moje obcasy uderzyły o drewnianą konstrukcję szerokiego mostu nad szemrzącą rzeką. Oparłam się biodrem o balustradę, patrząc na blondyna zapatrzonego w płaską taflę wody. Wolną dłonią przeczesał zmierzwione włosy, a z jego gardła w końcu wydobył się śmiech. Po raz kolejny mogłam odetchnąć z ulgą. Tym razem wszystko miało wkrótce wrócić do normy, o ile Niemiec nie stchórzy... Chociaż byłby ostatnią osobą, którą bym o to posądzała. Spoglądałam na niego z wyraźną uwagę, przypominając sobie postawę klubowej jedenastki Borussii Dortmund sprzed kilku lat. Oboje z Mario w pewien sposób wydorośleli, chyba już na dobre zostawiając za sobą bardziej nieokrzesane wygłupy. Aczkolwiek czasami udawało im się wykręcić jakiś nieprzyzwoity numer, dodatkowo napędzając nam niezłego stracha.
- Wiesz, jak ona bardzo Cię kocha? - wyszeptałam, odchylając głowę. Poczułam na swojej twarzy dotyk ciepłych promieni słońca, które niedługo miała zabrać mi jesień. Uwielbiałam tą porę roku, ale nic nie było w stanie zrekompensować gorąca lipca i sierpnia.
- I dlatego z jednej strony jestem na siebie wściekły, że musiała ciągle znosić moje niezdecydowanie. Cierpiała - odpowiedział z wyraźną goryczą w głosie, pewnie przez cały czas karcąc siebie za swoje szczeniackie zachowanie. Z jednej strony nie mogłam wyjść ze zdziwienia. Jak po tylu latach związku mógł w to wątpić? Wiem, pewnie byłaby zszokowana jego propozycją, ale w końcu... przyjęłaby oświadczenie. Błądząc myślami gdzieś daleko leniwie skierowałam swoje spojrzenie na skrzący się diament mojego pierścionka, którego kiedyś przez to samo otrzymałam od Mario. Momentalnie ciężar na piersi wzrósł kilkakrotnie, przez co zatrzepotałam awaryjnie powiekami, chcąc odpędzić napływające łzy.
- W takim razie koniecznie trzeba to zmienić - mruknęłam, starając się powiedzieć każde słowo z jednakową powagą, co było wyjątkowo trudne z powodu szczególnych okoliczności. - Zaproś ją jakiejś restauracji... Lubi takie rzeczy. W zasadzie nigdy nie lubiła jeść kolacji przy świecach, bo cały czas martwiła się o swoje włosy, żeby przypadkiem ich nie podpalić czy coś w tym stylu. Albo zrób to po jakimś bardzo ważnym meczu, w świetle lamp na samym środku boiska Signal Iduna Park! Kiedy gracie mecz z Schalke?
- Za cztery tygodnie - odparł, próbując ukryć swoje podekscytowanie. Najwyraźniej mój pomysł wyjątkowo przypadł mu do gustu, zaczynając się z tego cieszyć. Już w o wiele lepszym humorze niczym prawdziwy dżentelmen w podzięce ucałował wierzch mojej dłoni. - Naprawdę nie wiem, jak by to się skończyło, gdybyś ze mną nie porozmawiała. Dziękuję.
- Będziesz mógł mi to powiedzieć dopiero po derbach - burknęłam, również z trudem powstrzymując się od śmiechu. Nie wiedziałam, czemu tak bardzo tego się bał. Do tej pory uważałam go za jednego z bardziej odważnych ludzi, biorąc pod uwagę jego niektóre wręcz heroiczne akcje pod bramkę przeciwnika. Cóż... wszyscy się zmieniają.
--------------------------------------------------------------------------
Muszę przyznać, że strasznie męczyłam się z tym rozdziałem. Nie jestem pewna, czy następny dodam za tydzień, ponieważ ostatnio myślę nad zrobieniem sobie dłuższej przerwy, która miałaby na celu nadrobienie zaległości oraz przemyślenia sprawy wszystkich moich blogów, które piszę.