piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 3. Jestem skończonym idiotą.

Kartonową torebkę z czerwonym winem postawiłem na kuchennym blacie, wieszając skórzaną kurtkę na oparciu krzesła. Wyjąłem ostrożnie dwa kieliszki z długimi nóżkami, bojąc się, że przez moje trzęsące się dłonie mogę je stłuc. Od momentu, kiedy odwiozłem Alicję do domu, zaczęłam intensywnie myśleć, co takiego mi do powiedzenia może mieć mój agent. Ostatnio widzieliśmy się jakieś trzy tygodnie temu, żeby ostatecznie uzgodnić, czy chcę renegocjować mój stary kontrakt. Jednak po rozmowie z Marci i nim doszliśmy do wniosku, że na tą chwilę coś takiego nie jest potrzebne. Zawsze wolałem konsultować z nią takie sprawy, ponieważ potrafiła ocenić wszystko chłodnym okiem. Mieliśmy wrócić do tego za jakieś pół roku, czyli zaraz po zamknięciu zimowego okienku transferowego, kiedy ta cała gorączka związana z plotkami różnego pochodzenia w miarę by się uspokoiła. Mimo wszystko nie chciałem jak na razie stąd odchodzić, chociaż musiałem przyznać, że Pep ostatnio zaczął mnie unikać i w zasadzie nie wiedziałam, gdzie popełniam błąd. Być może nie jest to jeszcze koniec świata. Liczyłem na to, że z biegiem czasu wszystko się ustabilizuje i wróci na właściwe tory. Byłem teraz w dobrej formie, a nie chciałem jej tracić z byle powodu. Zacząłem nerwowo przechadzać się po salonie, co rusz wyjmując telefon z kieszeni i czekając, aż moja księżniczka wybierze mój numer i zadzwoni. Jednak z biegiem minut moja nadzieja bledła. Miałem jakieś dziwne przeczucia, które nie dawały mi ustać w jednym miejscu chociażby przez kilkanaście sekund. Dziwny niepokój wkradł się do moich myśli, ale z każdym głębokim wdechem rozluźniałem spięte mięśnie, wolną dłonią przeczesując włosy. Widocznie zniecierpliwiony wyszedłem na taras, zaraz wypatrując dość charakterystycznego, samochodu Juliana, który wyraźnie odstawał od reszty swoim wściekło zielonym kolorem. Parę razy próbowałem go nawet namówić na zmianę auta, ale on twardo obstawiał przy swoim. Drgnąłem gwałtownie, widząc, jak parkuje przed blokiem. Musiał mnie dostrzec, ponieważ machnął ręką na powitanie, aczkolwiek w tym samym momencie wystrzeliłem do przodu, żeby wcześniej otworzyć mu drzwi.
Stałem, czekając wyjątkowo cierpliwie na to, żeby zobaczyć go wkrótce na klatce schodowej. Wpuściłem chłopaka bez jednego słowa, aby przejść do salonu. Oboje uważnie obserwowaliśmy siebie nawzajem, jakbyśmy nie byli pewni swoich ewentualnych zamiarów wobec drugiej osoby. Ocknąłem się po kilku sekundach, przynosząc nam po kieliszku wina. W ciszy upiłem pierwszy łyk, a brzęk uderzanego szkła o stolik rozniosło się echem.
- Co takiego chciałeś mi powiedzieć, że nie była to wiadomość możliwa do przekazania przez telefon? - zapytałem ostrożnie, wyliczając w głowie sytuacje, które ma mi do powiedzenia. Być może gdzieś o nocnej godzinie zarejestrował mnie monitoring, przekroczyłem granicę prędkości, jakiś gościu postawił mi sprawę w sądzie na podstawie kruchych argumentów... Byłem wręcz gotowy na wszystko. Braun wodził wzrokiem po ścianach, aż dał za wygraną i spojrzał prosto w moje oczy. Głośno przełknął ślinę, zwieszając głowę, jakby sam się zastanawiał, czy to nie będzie cios również w niego. Być może przez mógł stracić jakiegoś innego piłkarza, którym się 'opiekował'.
- Borussia się ze mną skontaktowała. Chcą, żebyś... wrócił. W najbliższym okienku transferowym, ale to nadal zależy od Ciebie.
Spojrzałem na niego jak na idiotę. Słońce, które kiedyś całą mocą królowało na niebie, nagle musiało schować się za chmurami. Nie kłamał, a powiedział prawdę. Wspomnienia ostatniego meczu na Signal Iduna Park przeszyły mnie z całą mocą. Chociaż wtedy nie grałem, emocje, a przede wszystkim wyzwiska nadal były żywe i wyraziste. Nie straciły na swojej wartości. Myślałem, że przejście do Bayernu i współpraca z Hiszpanem to szczyt moich marzeń. Po pół roku gry w tym klubie już byłem w stanie stwierdzić, iż moje wyobrażenia zostały niesamowicie wyolbrzymione. Ile to razy chciałem wracać, ale w końcu ktoś przemówił mi do rozsądku. Potem grałem regularnie, aż przyszedł tamto spotkanie z moim dawnym klubem. Po strzeleniu bramki uniosłem ramiona w górę. Drużyna w czerwonych koszulkach podbiegła w moim kierunku, zaczęła klepać po plecach. Jednak nader wszystko słyszałem te przeciągłe gwizdy i jedno określenie, które padało z ust wszystkich Borussen na tym stadionie. Nie potrafiłam im wytłumaczyć, dlaczego tak postąpiłem. W tamtej chwili byłem zbyt przytłoczony, a każde moje słowo zostałoby tylko zagłuszone. Nic bym nie zrobił, a jeszcze bardziej pogorszył całą sprawę. Teraz nadeszła chwila, kiedy mogę to naprawić. Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem usta, aczkolwiek nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Byłem zbyt zszokowany tą informację, która pozostawiała mnie w pewnym psychicznym dyskomforcie.
- Jak to możliwe? - wyjąkałem, z trudem łapiąc urywany oddech. Chwiejnym i niezdecydowanym krokiem poszedłem po resztę wina, nerwowo zaciskając ręce. Nalałam dobrze nam obu, prawie tłukąc ją po odłożeniu na miejsce. Usiadłem obok Juliana, nie mogąc powstrzymać coraz mocniejszego łupania w skroniach. Zaśmiał się gardłowo, cały czas bębniąc paznokciami w kieliszek, a czerwona ciesz obijała się o ściany szkła. Wcale mu się nie dziwiłem, że tak porządnie się przestraszył. Oboje myśleliśmy o tym samym. Niecodziennie stary klub zwraca się do swojego poprzedniego zawodnika z taką możliwością. Jakim cudem, po tylu latach, mam znów wrócić bez poczucia winy na tamtą murawę? Targały mną sprzeczne emocje. Nie wiedziałem, czy dałbym radę udźwignąć na swoich wątłych barkach tą falę krytyki po raz kolejny, tylko teraz w odwrotnej sytuacji.
- Zadzwonili do mnie dzisiaj rano - odparł zduszonym głosem, aczkolwiek nie poddał się i uparcie mówił dalej. - Zorc przedstawił dość dobrą propozycję... Na początku nie chciałem z nim rozmawiać. A potem dał nam w zasadzie bardzo dużo czasu do namysłu.
- Chcą, żebym zapadł do końca w załamanie nerwowe? - zapytałem, będąc coraz bardziej tym wszystkim skołowany i zdezorientowany. Ta propozycja uchyliła mi furtkę, która wcześniej była zamknięta na klucz. Musiałem porozmawiać z dyrektorem sportowym BVB osobiście, ale na razie nie zanosiło się na to, żeby miał chociaż trochę wolnego czasu. Wprawdzie mógłbym poprosić o przepustkę, aczkolwiek pewnie dowiedziałaby się o tym prasa, a ja w takim momencie nie potrzebowałem kłopotliwego rozgłosu. Pogorszyłbym niepotrzebnie sytuację i tak palącą się w moich rękach.
- Nie wiem - burknął, wypijając resztę wina. - Nie mam zielonego pojęcia, jakie konkretnie mają intencje! Być może widzą twoją beznadziejną sytuację w Monachium, co jest jedną z prawdopodobnych opcji. W zasadzie zaczynałem się zastanawiać, czy w ogóle Ci o tym powiedzieć. Ale zawsze byłem z tobą szczery w wszystkich kwestiach.
- To jest wręcz... - zacząłem, ale ostry głos szatyna przerwał moją wypowiedź.
- Tak... Oprócz Marco nikt Cię tam nie kocha - zaśmiał się, próbując rozluźnić napiętą atmosferę, aczkolwiek ten tekst jeszcze bardziej zagrał mi na nerwach, chociaż tak naprawdę powinienem się cieszyć. Czemu się tak denerwowałem? Przecież było to ucieleśnieniem moich najnowszych marzeń! Jednakże stałe się odwrotnie. Zacisnąłem pięści aż do granic moich możliwości, z głośnym świstem wypuszczając powietrze z płuc.
- Z nim też ostatnio nie jest najlepiej - mruknąłem, biorąc głęboki wdech. - Może byś się popytał jego menadżera, o co chodzi? Podobno jest twoim bardzo dobrym kolegą, mój drogi.
- Nic nie wiem na ten temat - odparł, w obronnym geście unosząc dłonie ku górze. - Ale musimy się na poważnie zastanowić, co robimy z tym fantem.
- Muszę się jakoś wyrwać, żebym mógł bez przeszkód sam wymienić uwagi z Michaelem. To nie może tak być!
Pulsujący ból na stałe wkradł się do mojego serca. Wstałem z kanapy, zaczynając chodzić po salonie. Tak jak podczas oczekiwania na przyjazd Juliana, nie potrafiłem zagrzać miejsca nawet na kilka sekund. Jedyne, czego teraz potrzebowałem, to szczera rozmowa z Marci, która nie była dla mnie osiągalna jeszcze przez co najmniej kilka dni. Jessica nie wypuści jej tak szybko, ponieważ dawno nie spędzały ze sobą czasu. Znając życie, moja księżniczka zacznie pewnie przyciskać Reusa do ściany i czym prędzej dowie się, w czym rzecz. Chociaż można powiedzieć, że to on zazwyczaj przez 'przypadek' zdradzał mi informacje na jej temat. A teraz nagle mieli zamienić się rolami. Mimowolnie uniosłem delikatnie kąciki ust ku górze, przypominając sobie hardą postawą dziewczyny sprzed kilku lat. Moje błogie rozmyślania przerwał donośny głos szatyna, który wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na niego z wyraźnym wyrzutem, chowając ręce do kieszeni bluzy. Poprosił, abym usiadł na spokojnie obok niego, aczkolwiek zignorowałem tą prośbę. Musiałem sam to przetrawić, mimo szczerych chęci mojego kolegi. To nie był najlepszy moment na udowadnianie swoich racji. Widząc, że nie jest w stanie zmienić cokolwiek, pożegnał się z mną i wyszedł.
Jęknąłem cicho, czując, jak wyrzuty sumienia falą zapełniają moją głowę. Dlaczego pod sam koniec musiałem być dla mojego menadżera tak opryskliwy? Przygryzłem wargę, dobrze wiedząc, jak zareagowałaby Marcelina. Przez ten czas, kiedy z nią byłem, ponoć stałem się odrobinę milszy dla otoczenia. Nie byłem już tym rozwydrzonym człowiekiem, którego poznała na monachijskiej dyskotece w centrum. Co oczywiście nie znaczy, że gdzieś tam, w środku, nie zachowałem odrobiny tej szalonej duszy, którą byłem. Wydoroślałem, czego nie omieszkała wypomnieć mi nawet mama wraz z ojcem, będącym chyba najbardziej z tego zadowolony. Sam mogłem teraz się tak nazwać, więc przez chwilę poczułem przypływ dumy, przypominając sobie ciepłe ręce małej Hani. Miała moje oczy, ale z charakteru wdała się w mamę jak kropla w kroplę. Niemal odruchowo wyjąłem z kieszeni już dość pomiętą fotografią, opuszkiem palca gładząc chropowatą powierzchnię. Moja kobieta siedziała na parapecie w naszym domu pod Monachium razem z córką, trzymając się za ręce. Obie miały na sobie długie spódnice, a zapatrzony były w jakimś punkt za oknem. Kto by pomyślał, że będzie tęsknić za jakąkolwiek przedstawicielką płci pięknej? Uśmiechnąłem się niemal niezauważalnie, na chwilę odrywając się od nowych problemów, które o dziwo zgotował mi nowy klub. Chłodny wiatr orzeźwiająco smagał moje ciepłe policzki. W miarę uspokoił mój rozgalopowany oddech, ale wystarczyła chwila nieuwagi, żeby serce znów zaczynało bić jak szalone. Cały się trzęsłem, nie potrafiąc odnaleźć ukojenia w dotychczasowych rozmyślaniach. Życie przewijało się przed moimi oczami prawie jak film. Począwszy od pierwszego spotkania z Marco, do leżącej przed mną białej kartki z czarnymi literkami, które tworzyły mój kontrakt z Bayernem Monachium. Mogłem go nie podpisać, cieszyć się życiem i nie próbować tego gorzkiego smaku rozczarowanie. Skąd mogłem wiedzieć, że tak to się wszystko skończy? Nikt nie potrafił tego przewidzieć. Najgorszy był trening drugiego dnia po tym, jak ta informacja obiegła cały świat, a dotknęła szczególnie cały Dortmund. Szatnia pogrążona w ciszy jest w Borussii czymś niezwykłym, wręcz niecodziennym. Ciągle słyszało się jakieś żarty, przepychanki, śmiech...
- Jestem skończonym idiotą.
Te słowa zabrzęczały znajomo wśród moich pogmatwanych wspomień.
----------------------------------------------
Niezły obrót akcji, co? Kiedy powstawały pomysły co do drugiej części bloga, jeszcze nie wiedziałam, że wam tak namieszać... Można powiedzieć, iż będzie jeszcze lepiej i pojawi się więcej wątków... Ale wszystko okaże się wkrótce! :) 



8 komentarzy:

  1. przeczytałam i zastanawiałam się, o co chodzi Ci z tym, że będę chciała Cię zabić :v oczywiście, że nie popieram powrotu Pączka do BVB, ponieważ Wasi kibice chyba by go zastrzelili na dzień dobry, a wiesz, żę takiego kogoś jak Mario to aż szkoda wystawiać na takie ryzyko :).ja bym na jego miejscu przedystkutowała to z Marcelą, ktora zapewne ucieszy się jak małe dziecko na wieść, że miałaby wrócić do Dortmundu, no i do Jess :v
    czekam z niecierpliwością na to, co masz zamiar wykombinować z tym fantem..:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, kochana, cudowny rozdział. Fajnie napisany i ciekawy wątek. Czekam na więcej. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak Mario w BVB, jestem jak najbardziej za. Rozdział jak zawsze fenomenalny. Ciekawa jestem jak wszyscy zareagują, no i oczywiście czy Mario przyjmie propozycję BVB. Czekam z wielką niecierpliwością na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. No hejo! ;*
    Zapraszałaś, więc tak oto się zjawiam u Ciebie. :D
    Aaaaaaa, Mario! *.* Co prawda, ten blog jest częścią drugą innego opowiadania, lecz postaram się jakoś ogarnąć, gdyż naprawdę mi się bardzo spodobało.
    Stworzyłaś niezły klimat i atmosferę, że jestem tak pozytywnie naładowana, aby być tutaj już aż do skończenia świata! ;D
    Proszę, informuj mnie o nowościach. ;**
    Buźka. ;*
    P.S.: Zapraszam też do siebie! ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! :) Wpadłam, bo mnie zapraszałaś i szczerze mówiąc nie żałuję. :)
    Taka odsłona Mario... Jestem zdumiona, bo przeważnie widzę go w świetle lekkoducha, któremu tylko zabawa w głowie. :)
    Myślę, że powinien wrócić do Dortmundu. Choć, zdaję sobie również sprawę, że to łatwe nie będzie. No, umówmy się, nie jest on obiektem pożądania w tamtych stronach, ale jednak widać, że jego serduszko bije dla drotmundzkiej Borussi. :)
    Piszesz przepięknie! Tak, że chce się czytać i czytać. Z każdą linijką chce się więcej. :)
    Gratulacje! :*
    Czekam na kolejny! :)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Kochana, serdecznie zapraszam na nowy projekt:
      http://atak-wspomnien.blogspot.com
      Pozdrawiam serdecznie! :*

      Usuń
  6. Zaprosiłaś, więc melduję się i ja :)
    Bardzo fajnie piszesz. Przyjemnie, przejrzyście, no i oczywiście ciekawie ^^
    Rzadko czytam historie o piłkarzach, ale... czasami można sobie pozwolić na odskocznię od zimowego świata :)
    Jestem lekko zaskoczona wersją Mario, jaką nam tu prezentujesz. Mała odmiana, coś innego. Oczywiście, biorę to do plusów :) I tak sobie myślę... że może lepiej będzie, jeśli wróci do Dortmundu. To chyba byłoby najlepsze rozwiązanie z tej całej sytuacji :)
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
    Nie skomentowałam Ci żadnego rozdziału od początku bloga, za co jestem na siebie zła, ale nadrobię to teraz. Przyznam się bez bicia, że tylko przeczytałam dwa pierwsze rozdziały, a dziś dopiero dokończyłam resztę. Niestety szkoła mi na to nie pozwala. Jednak cieszę się, że zaczęłaś prowadzić drugą cześć opowiadania.
    Cieszę się, że Mario pozostał z Marceliną i wychowują razem swoją córeczkę. Przeczuwam, że jednak Mario wolałby mieć synka, który poszedłby w jego ślady, ale kto wie córcia też może. Do tego ta wiadomość managera, że Borussia jest zainteresowana powrotem Mario. Mam nadzieje, że przemyśli to i jednak wróci do Borussii.
    Czekam na kolejny!

    Buźka ;)

    OdpowiedzUsuń